2 grudnia 2011

107. Ania, 21 lat, Murowana Goślina


Nagość kiedyś mnie onieśmielała. Może z racji tego, że mój tata jest wyjątkowo pruderyjny. Od momentu kiedy więcej czasu spędzam poza moim rodzinnym miastem, a z rodzicami częściej kontaktuję się drogą telefoniczną, nagość zaczyna mnie się podobać. Lubię poczuć się swobodnie. Lubię poruszać się po mieszkaniu bez ubrania. Ale musi być odpowiednia temperatura.

Uwielbiam ubrania. Kocham wymyślać sobie wizje jak chciałabym danego dnia wyglądać. Zdecydowanie stawiam na kolor i przede wszystkim poczucie, że nie spotkam drugiej osoby, która będzie ubrana jak ja. Staram się, aby strój odzwierciedlał to jaka jestem.

Nie lubię jeśli strój mnie ogranicza, uciska. Nie lubię ubrać się nieodpowiednio do pogody. Nie lubię jak mi pójdzie oczko, albo jak się poplamię.

17 listopada 2011

106. Karolina, 27 lat, Zawiercie


Nagość nie jest dla mnie problemem, stan najbardziej naturalny i wygodny zarazem! Chętnie pozwalałam sobie na chwilę relaksu, chodząc nago po mieszkaniu... ale własnym. Teraz nie mam takiej możliwości za często, więc korzystam chociażby z sauny, gdzie można przez chwilę oddać się błogiemu lenistwu nago... :)
Pokochałam swoje ciało. Takie, jakim jest. Wiele lat trenowałam zawodowo, a to siatkówkę, a to fitness. Jest przyzwyczajone do wysiłku. Jest takim, jakie sama sobie stworzyłam. I nie jest doskonałe. Ale kocham siebie taką, jaka jestem. I już!

Lubię siebie w strojach kobiecych. Kobiecych, ale z pazurem. Spódniczka? Owszem, ale skórzana. Bluzka?? Najlepiej z dekoltem. I sukienki są kochane. Mało doceniane dzisiaj, bo kobiety pokochały wygodę jeansów :) Też je lubię... Najlepiej w zestawie z moją kurtką motocyklową i długimi kozakami :) Szaleństwo szmateksów to mój żywioł. Wyszperać, wyszukać perełkę za kilka złotych, wtedy dopiero jestem dumna i blada!
Uwielbiam buty. Na obcasie. Płaskie, balerinki i wizytowe. Klapki, kozaki, botki. Wszystkie, byle by ładne... Poczucie estetyki pozwala mi zapłacić za piękne buty tyle, co za czynsz... Mam pierdolca na punkcie butów? Zdecydowanie :)
No i najbardziej lubię RUDE. Moje włosy. Ale Rudy to nie kolor włosów, to charakter!!!

Nienawidzę za dużych, workowatych ciuchów. Bluz, w których nie wyglądam, a po prostu się chowam... Swetrów jak namioty... Gatek- bokserek... Niby wygodnie, bo luźno, jednak kompletnie nie w moim stylu. Żadne róże, błękity, plastiki też nie wchodzą w grę... No i hit ostatnich sezonów – białe buty... najlepiej kozaki. Albo złote kowbojki. Widziałam na ulicy. Prawie się przewróciłam.

28 października 2011

105. Michał, 26 lat, Tomaszów Lubelski


Nago. Moje ciało bez dodatków. Dodatków, które szpecą lub kamuflują. Kocham swoje ciało. Nienawidzę swego ciała. Moje życie i moje przekleństwo. Mój instrument i wszystkie moje blokady. Moja duma i moje kompleksy. Odwracam uwagę od swojej nagości, nadrabiam miną.

Lubię swój stary t-shirt. Z jego stanem zdrowia jest coraz gorzej. Dwie dziury, nowotwory skracają jego żywot. Rozrastają się z każdym praniem. Jest dla mnie idealny, uszyty specjalnie dla na mnie. Moje ciało oddycha i jest wolne.

Nie lubię obcisłych swetrów. Szczególnie tego jednego. Czuję krępacje. Moje ciało jest jak w więzieniu. Nie żyje własnym życiem. Podporządkowuje się swetrowi, któy jest dyktatorem i rządzi w zimnym państwie.

11 października 2011

104. Krystyna, 23 lata, Pisarzowice


Nago. Sporadycznie lubię swoje ciało i nagość. Cały czas pracuję nad nim, żeby częściej wstawać rano i popadać w lekki samozachwyt. Wpadłam w pułapkę kultu ciała, może kiedyś z niej wyjdę i zacznę racjonalnie odbierać siebie, a nie przez pryzmat innych.

Lubię się chować pod ubraniami, każdego dnia zmieniam się. Są tygodnie kiedy mam ochotę na dany styl i jego się trzymam. Ciuchy traktuję jak zabawki, o które dbam i nie wyrzucam, na jakiś czas odkładam do kartonu, żeby póżniej odkryć je na nowo. Moją pasją jest pisanie i aktorstwo. W jednym i drugim spełniam się i odkrywam na nowo. Uwielbiam eksperymentować na każdej płaszczyźnie. Czerwona szminka daje mi pewność siebie. Lubię mieć odkryte ramiona, nogi i plecy.

Nie lubię stagnacji i szarości, agresywnego krzyku bez uzasadnienia i monotonii. Ubrania są sztuką, którą cenię i krytykuję. W każdym czuję się dobrze ale wszystko zależy od mojego nastawienia. Permanentnie i z uporem jednak nie potrafię polubić cekinów, które krzyczą i golfów, które płaczą.

4 października 2011

103. Sylwia, 22 lata, Świdnica


Nagość... hmmm  dość szeroko pojęte. Dawniej nagość była dla mnie czymś wstydliwy, wręcz straszliwym, okrutne było, kiedy miałam rozebrać się przed chłopakiem. Uważałam, że moje ciało jest brzydkie, nie zasługuje na podziw i należy je kryć. Jest w nim tyle niedoskonałości, że wstydziłam się być sobą taką jaka jestem, wstydziłam się swojego ciała, bałam się krytyki, wyśmiania. Później to się zmieniło. Pozując do aktu z początku czuję skrępowanie, nie bardzo wiem jak się zachować, później staje się to na tyle naturalne, że skrępowanie znika i mogę być sobą, szaloną i nagą. I nie interesuje mnie jak skrytykują moje ciało inni. Dla samej siebie jestem piękna, i wspaniale czuję się w swojej skórze. Patrząc w lustro jestem dumna, że mam takie ciało. Że mam swoje ciało.

Lubię sukienki! Są fantastyczne! Zielone, niebieskie, kwieciste, w grochy, każdy deseń, każdy fason, chcę wszystkie. Uwielbiam pokazywać swoje atuty... dłuuuugie nogi. Przyciągają wzrok zachwyconych mężczyzn i zazdrosnych kobiet. A niech patrzą, tyle ich. Czuję się rewelacyjnie kiedy zakładam kieckę i idę ulicą, czuję się swobodnie, bez niepotrzebnego krępowania ruchów. Sukienki są bardzo kobiece, uważam, że kobiety powinny pokazywać swoje atuty, wdzięki, że powinny pokazać zachwyt własnym ciałem i swoją naturalną kobiecość, swój sex appeal.

Nie znoszę t-shirtów, spodni, wszystkiego co zakrywa figurę i kształty. Spodnie są dla mężczyzn, nie są kobiece, choćby nie wiem jak były dopasowane. Owszem, nie wykluczam ze swojej szafy tej części garderoby, ale tylko dlatego, żeby być zabezpieczoną na chłodne, czy mroźne dni. Całe życie chodziłam w spodniach, ukrywałam się pod stertą ubrań brzydka i szara. Teraz, kiedy wywalczyłam samą siebię, nie mam zamiaru chować się w workowate swetry, wielgachne t-shirty i spodnie od pasa do kostek. Jedyne co widać to głowa i dłonie. Niezbyt ciekawy widok.

23 września 2011

102. Ania, 27 lat, Warszawa


Nagość  jest dla mnie sztuką, o ile nie jest moja. Nadzy ludzie mają w sobie jakieś szczególne piękno, zarówno kobiety jak i mężczyźni. Często wyglądają lepiej bez ubrania niż w źle dobranych ciuchach. Moim zdaniem każdy powinien dbać o swoje ciało, ale nie zapominać również o sferze duchowej i intelektualnej. Sesję zdjęciową traktuję jako rodzaj terapii. Jeden ze sposobów na zaakceptowanie siebie. Obiektywnie nie uważam by moje ciało było „wybrakowane”, ale jakoś nie mogę się przemóc, żeby powiedzieć sobie: Hej! Wyglądasz dobrze! Zawsze wstydziłam się małych piersi i dużej pupy. Przeglądając teraz moje zdjęcia wiem, że czeka mnie duuużo ciężkiej pracy w akceptowaniu siebie, ale pierwszy krok już robiony :)

Lubię rzeczy wygodne i praktyczne, a jeśli jeszcze są ładne, to już super. Dobre jeansy to podstawa. Prowadzę aktywny tryb życia. Zawsze powtarzam, że na dobre samopoczucie potrzebny jest ruch i czekolada. Uwielbiam góry. Staram się przynajmniej raz w roku, chociaż w jeden weekend być na szlaku. Wygodne buty, plecak i jazda! Chodzenie po górach to trochę jak pokonywanie swoich słabości. Nagrodą są piękne widoki i ogromna satysfakcja. Lubię spotykać niepoprawnych optymistów. Są dla mnie źródłem energii, choć zupełnie ich nie rozumiem. Lubię wiosnę, kwiaty i burze w nocy. Lubię słuchać śpiewu ptaków i spać w dzień. Lubię mój wisiorek z żółwiem morskim i kolczyki z motylkami.

Nie lubię nietolerancji. Drażni mnie ocenianie ludzi według ich narodowości, religii, płci, rasy itd. Każdy człowiek jest równy i ma prawo do inności. Jedynym kryterium oceny powinny być czyny. Nie lubię kłamstwa, szczególnie wtedy gdy naprawdę nie ma to najmniejszego sensu. Tylko można się zaplątać w wymyślonych historyjkach i utrudnić życie sobie i innym. Nie lubię nadmiernej świętoszkowatości. Dla mnie jest nienaturalna, chyba że wynika z wyznawanej i przede wszystkim praktykowanej religii. Nie lubię za krótkich koszulek, które skurczyły się po kilku praniach. Jeśli miałabym ochotę chodzić z nerkami na wierzchu to założyłabym specjalną do tego bluzeczkę. Rajstopy? Tylko nie to! Albo krok w kolanach albo można je podciągnąć aż po żebra. Nie mam nic przeciwko eleganckim, formalnym strojom. Za to jestem wrogiem butów na obcasach. Gdyby tylko można było chodzić w tenisówkach do białej koszuli i spodni w kantkę...

14 września 2011

101. Żaneta, 24 lata, Żmigród


Naga Żanetka jest śmieszna, taka chuda jak przecinek lub patyczek. Ale co tam, mnie się podoba, innym nie musi. Ważne, że akceptuję swoją nagość w stu procentach.

Lubię wygodę w ubraniach, która podkreśla kształty, a również, może to banalne, ale swoje włosy. Lubię ich zapach i miękkość. Lubię słońce, czekoladę, architekturę, modę, muzykę, kolory, taniec, poznawanie nowych, ciekawych ludzi ale najbardziej kocham… spanie. To mój nałóg. Zasypiam wszędzie gdzie jest to możliwe i mogę to robić zawsze ;)

Nie lubię nudnych ubrań, sukienek bez wyrazu, kłamstwa, fałszywych ludzi, chorobliwej zazdrości, ciągłych opóznień pociągów, mrozów.

6 września 2011

100. Aneta, 35 lat, Warszawa


Nagość wyzwala u mnie skrajne emocje i ambiwalentne uczucia. Z jednej strony „ja” to także moje ciało. Nie jestem wstydliwa ani pruderyjna. Lubię swoją nagość i lubię siebie. Piękno kobiecego ciała jest bezsprzeczne i bezdyskusyjne. Z drugiej strony nie zawsze! Nie wszystko! Nie każdemu! Nadmiar niewskazany, przesyt niesmaczny a bezzasadne epatowanie nagością, karygodne.

Lubię ubrania w niezobowiązującym stylu, luźne, swobodne, nie ograniczające i nie krępujące. Zwiewne i kobiece. Najchętniej jednobarwne. Najchętniej z naturalnych tkanin. Najchętniej biele, czernie i kolory ziemi.

Nie lubię nadmiaru wzorów i kolorów. Choinkowych błyskotek i świecidełek. Przepychu i tandety. Koronek, kokardek, wstążeczek, falbanek, kwiatuszków... i innego kiczu.

30 sierpnia 2011

99. Magda, 24 lata, Wrocław


Nagość nie przeszkadza, jednak krępuje, staram się nad nią nie zastanawiać, nie paraduje przed lustrem w stroju Ewy, tym bardziej, że nie mam takiego na całą ścianę. Mam świadomość swojego ciała dlatego umiejętnie je maskuję i modeluję za pomocą ubrań i dodatków.

Lubię czuć się kobieco więc sukienki, gorsety, pończochy, wysokie do nieba szpilki, ozdoby, bibeloty, pióra, świecidełka. Lubię wcielać się w różne czasy, typy, role. Uwielbiam nietuzinkowość, łączenie czerwonego z różowym, plastiku ze złotem, luzu z elegancją.

Nienawidzę sztywnych zasad, obcisłych bluzek, poziomych pasków. Czegokolwiek co mnie ogranicza i hamuje. Kaparów, oliwek, poplamionych ubrań i zajechanych obcasów przez kostkę brukową. Fryzury na cebulę, co Ci rodzice z nami robili w dzieciństwie?! :)

22 sierpnia 2011

98. Ela, 22 lata, Wrocław


Nagość nie jest dla mnie tabu. Czuję się uwolniona od ubrań z gryzącą metką na plecach, jednak tylko w zaciszu swojego domu. Akceptuję siebie, pracowałam jednak bardzo długo by odważyć się na takie zdjęcia. Moje ciało przeszło wiele, 9 lat ciężkich treningów na pływalni, godziny spędzone na siłowni. Niedawno zakończyłam dietę poniekąd dzięki niej czuję się pewniej.

Lubię dobrze wyglądać, cenię sobie gustowne ubrania i ciekawe połączenie kolorów. Sukienka, w której jestem na zdjęciach to jedna z moich ulubionych. W szafie przeważnie „górują” spódnice i prawie 100 par butów. Najważniejsze to czuć się dobrze i przede wszystkim nosić to co nam pasuje, a nie to co większość osób uważa za „modne”.

Nienawidzę deszczu (najbardziej tego jesiennego). Owszem, jest potrzebny, ale czy nieprzyjemnie jest łapać promienie słońca, leżąc na trawie? Czytając książkę wylegując się na hamaku? Dla mnie deszcz to nostalgia a im więcej nostalgii w moim życiu… tym trudniej. Wolę zarażać ludzi swoim uśmiechem niż emanować smutkiem na około.

9 sierpnia 2011

97. Katarzyna, 22 lata, Złotoryja

Nagość. Kiedyś zasłaniałam wszystkie lustra w domu. Od maleńkości wszyscy włącznie z rodzicami wpajali mi, że jestem brzydka i powinnam schudnąć, mimo że wcale nie wyglądałam źle. Dla nich były to tylko żarty, dla mnie nieprzespane noce z płaczem do poduszki. Źle się czułam z samą sobą. Presja, że mam być idealna, doskonała, doprowadziła mnie do poważnych problemów zdrowotnych. Dopiero wtedy zrozumiałam, że trzeba kochać siebie taką jaką jestem. Obecnie patrzę w lustro, mówię „jestem piękna” i wychodzę z domu z uśmiechem na twarzy.

Edit 15.04.2014 r.
Nagość nagości nierówna. Jedni bez żadnych problemów mogą pokazywać swoje ciało, inni za pokazanie nawet kawałka mogą mieć nieprzyjemności. Często otacza nas tzw. „Świat Betonów”, który stwarza problemy tam gdzie ich nie ma. Z powodu działania w organizacji z ponad stuletnią tradycją muszę zakryć swoje ciało mimo, że w pełni akceptuję siebie, a słowa, które napisałam tu trzy lata temu nie zmieniły swojej siły.

Uwielbiam sukienki, szaliki, chusty, których mam ogromne pudło, lubię mieć coś ciepłego na szyi ;) Chłodne wieczory z kubkiem dobrej, gorącej herbaty, albo ogniska z gromadką roześmianych dzieci, którymi się opiekuję. Dorastają na moich oczach, a ja mogę dzielić z nimi ich smutki i radości. Sposób myślenia dzieci jest niesamowity. Potrafią cieszyć się z drobnostek, na które dorośli nie zwróciliby nawet uwagi. Właśnie dlatego ciągle lubię być dzieckiem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych :)

Nie lubię gdy ludzie traktują mnie jak osobę niesamowicie silną psychicznie i fizycznie, której nikt nie zrani tylko dlatego, że stara się pokonywać swoje słabości sama nie angażując całego świata w swoje problemy. Zbyt często zawodziłam się na ludziach, których uważałam za przyjaciół. Nie lubię gdy chcą utrzymywać ze mną kontakt tylko dlatego, że czegoś ode mnie chcą za darmo, a to kolczyki które robię, a to zdjęcia, albo inne hand-made’owe rzeczy. Materiały kosztują, a mnie nie stać na ciągłe prezenty. Nienawidzę głośnych osób, które poza ilością swoich decybeli nie mają nic ciekawego do przekazania.

5 sierpnia 2011

96. Dagmara, 25 lat, Wrocław


Nago. Lubię swoją nagość, bo moja nagość jest kolorowa i bardzo ciekawa. Z mojej nagości można się wiele dowiedzieć; na przykład wyczytać datę urodzenia najukochanszej osoby na świecie, mojej mamy oraz poznać imię mojej ukochanej siostrzenicy... Moja pstrokata nagość wyraża mnie w stu procentach, akceptuję ją i wiem, że jeszcze nie raz się zmieni.

Lubię siebie. Jestem bardzo charakterystyczną osobą i uważam to za swój niezaprzeczalny atut, choć dorosłej kobiecie o wzroście 150 nie zawsze jest łatwo ;)
Lubię ludzi. Otacza mnie grono wspaniałych przyjaciół i wiem, że tak jak ja pomagam im, tak mogę liczyć na ich wsparcie. Ludzie sprawiają, że życie jest piękne i świeci feerią barw.
Lubię second handy. To mój nałóg i pasja. Uwielbiam grzebać w stertach ubrań, wyławiać perełki i wykorzystywać je do ciekawych stylizacji.

Nie lubię plastiku – w wyglądzie i zachowaniu. Nie lubię „przebranych” ludzi, podążających ślepo za trendami, co w rezultacie wychodzi im tragicznie. Nie lubię czystego lansu z metką, nie lubię ładnych wymuskanych, ale tępych kobiet, bo robią innym ładnym zły PR ;) Nie lubię jeszcze zakorkowanych wrocławskich ulic i kłamstwa.

20 lipca 2011

95. Magda, 30 lat, Wrocław


Nago. Jak każda kobieta, jestem świadoma wad i zalet swojej sylwetki. Moje ciało zmienia się wraz z biegiem lat, raz nabiera krągłości by innym razem je utracić. Nigdy dotąd nie odważyłam się pokazać obcej osobie zupełnie nago, ale muszę przyznać iż było to ciekawe doświadczenie. Spojrzałam na siebie z zupełnie innej strony i muszę przyznać, że nawet polubiłam swoje krągłości :)

Lubię. Nie noszę ubrań dla metek. Uwielbiam rzeczy proste, które można zestawić z całą masą moich innych ubrań. Krótki żakiet, ponadczasowy biały t-shirt oraz czarne getry są moimi ulubionymi elementami garderoby. Nie podążam ślepo za trendami, nigdy nie założę niczego co w danej chwili króluje na ulicach ale nie wygląda na mnie zbyt dobrze. Ciuchy, które zakładam muszą być odpowiednie do okazji oraz muszę czuć się w nich komfortowo – bez obawy, że zaraz piersi wyskoczą mi zza dekoltu :)

Nie lubię kiczowatego różu, tipsów, solarki, tony pudru, obwieszenia biżuterią niczym choinka, mini tak krótkich, że człowiek zastanawia się czy to przypadkiem nie pasek, niewygodnych szpilek, dekoltów odsłaniających więcej niż pozwala na to przyzwoitość. Ogólnie rzecz biorąc nie znoszę całego tego „looku”, który kojarzy się z tlenionymi disco-barbie, których IQ jest niższe od ich obcasów... Jeśli kiedyś założę na siebie to wszystko, na głowie zrobię tapirowanego koka przypominającego kokon, którego żaden ptasznik by się nie powstydził i do tego wszystkiego zrobię „dzióbka” – zabij mnie proszę...

12 lipca 2011

94. Dominika, 21 lat, Zielona Góra


Nagość to dla mnie coś naturalnego, nie mam żadnych kompleksów na punkcie swojego wyglądu. Naga czuję się wolna i swobodna. Czuję się doskonale w swoim ciele. Pozowanie do aktów z reguły jest w jakimś sensie przezwyciężeniem wstydu, nieśmiałosci. Osobiście nie mam z nagością żadnego problemu, nie czuję z tego powodu skrępowania. Kocham swoje ciało takim, jakie posiadam i nie chcę go zmieniać.
 
Lubię ładne sukienki z dekoltem, podkreślające moją kobiecość i sexapil. Czuję się bardzo kusząco w takiej wersji i lubię być podziwiana przez mężczyzn. Uważam, że warto podkreślać własne atuty, by czuć się atrakcyjnie. Uwielbiam facetów z zarostem, tacy wzbudzają we mnie zachwyt i zainteresowanie ;-) Lubię taniec i muzykę, to jest to, co mnie wypełnia i ukazuje żywiołowość mojej natury. Lubię pisać wiersze, co z kolei jest odzwierciedleniem mojej romantycznej duszy... Lubię, uwielbiam, KOCHAM!!! pozować do zdjęć, jest to moja pasja życiowa, sprawia mi to radość i daje niesamowite szczęście. Marzyłam o tym od dzieciństwa i wreszcie mogę to realizować. Lubię błyszczeć w świetle jupiterów i dlatego marzę o karierze aktorskiej.

Nie lubię ubrań ukrywających moją kobiecość, nie czuję się w nich komfortowo. Nienawidzę takich nudnych kreacji. Nienawidzę kłamstwa, ingerowania w czyjeś życie, obgadywania za plecami. Nienawidzę zjaranych mięśniaków, którzy myślą o sobie narcystycznie i uważają, że każdą kobietę mogą mieć i nie liczą się z uczuciami innych.

7 lipca 2011

93. Kasia, 20 lat, Legnica


Nago nie występuję praktycznie nigdy, chyba, że pod prysznicem. Właściwie wciąż jeszcze nie pogodziłam się ostatecznie z własnym ciałem, od kiedy tylko pamiętam, toczę z nim zajadłą walkę, która powstrzymuje mnie przed podjęciem kilku naprawdę ważnych dla mnie zobowiązań. Wierzę jednak, że kiedyś uda mi się znaleźć w sobie na tyle dużo odwagi, aby stawić mu czoło i wreszcie rozwinąć skrzydła. Nagość zaś, jako pojęcie, kojarzy mi się przede wszystkim z subtelnym pięknem proporcji antycznych posągów, z ich harmonijną doskonałością oraz delikatnością.

Lubię przede wszystkim wygodne rzeczy, najlepiej luźne, albo trochę za duże, nie krępujące ruchów. Nie znam się na modzie, nie umiem zestawiać ze sobą poszczególnych elementów, mam również problem z wykonaniem odpowiedniego dla swojej urody makijażu, zazwyczaj więc się nie maluję, chyba, że gdzieś w pobliżu znajduje się moja współlokatorka, która potrafi wyczarować na mojej twarzy prawdziwe cuda.
Lubię książki. Dużo książek. Jeszcze więcej książek. Cytrusowe zapachy. Mocną, słodką kawę, chociaż wiem, że nie powinnam. Filmy – te pełne akcji  i wybuchów, ale też te niespieszne, wwiercające się w umysł. Jive’a! Muzykę klasyczną. Sekundę, w której kończy się spektakl, lecz nikt jeszcze nie bije braw. Koncerty rockowe. Szpinak. Edwarda Hoopera.

Nie lubię przesadnie epatować swoją kobiecością, być może dlatego, że nie jestem jej jeszcze do końca pewna, wydaje mi się, że wyglądając tak, a nie inaczej, wystawiam się tylko na śmieszność, że równie dobrze mogłabym napisać sobie na czole „udaję, jestem kimś innym!”
Nie lubię jeździć samochodem z pozamykanymi oknami, kiedy wpadam w jakieś kłopoty, co zdarza mi się naprawdę często, nie lubię bezruchu, stałości, pewnego rodzaju „miękkości” w mężczyznach, swojej własnej niestałości, zmienności, wybiórczej pamięci.

11 czerwca 2011

91. Sebastian, 23 lata, Wrocław


Nago. Nie ma nic lepszego niż piękno ludzkiego ciała. Uwielbiam swoje ciało. Choć jak każdy mam parę kompleksów, to pewność siebie pozwala mi i tak czuć się zajebiście. Jestem świadomy tego iż moja uroda sprawia że, albo się podobam kobiecie bądź też nie. Nie ma nic pomiędzy. Po prostu różne kobiety, różne gusta. Nie należę do ludzi skromnych, jednakże staram się tego nie demonstrować. No bo po co? I tak każdy wie... ;) Uwielbiam spać nago. I chodzić nago, jednakże w zaciszu swojego domu. Najlepsze swoje walory zostawiam wyłącznie dla swojej wybranki. Nie ma nic lepszego niż piękne szczupłe filigranowe ciało pięknej kobiety.

Lubię swobodę, flirt, słońce, MMO, dobrą zabawę. A także pizzę, kurczaki, spaghetti i Coca-Colę. Kocham jeść, pić, spać i ... – typowy samiec. Uwielbiam lato, nie ma nic lepszego niż widok szczupłej kobiety w zwiewnej sukience. Nie rozumiem jak kobiety mogą nosić dżinsy... Lubię kobiety które maja swoje zdanie, wiedzą czego chcą i nie wstydzą się o tym mówić, oraz które biorą to na co mają ochotę. Małe piersi rulez! Uwielbiam rude i filigranowe kobiety, jednakże nie jest to regułą inne kolory też są fajne jeśli pasują kobiecie, a ona sama jest filigranowa. No i oczywiście długie włosy... na głowie.*_* Lubię dobrze wyglądać i dbać o swój wygląd, jednak staram się z tym nie przesadzać. W końcu jestem facetem i nie spędzam w łazience połowy dnia. Wolę wódkę od piwa. ;)

Nie lubię zimy, a w raz z nią grubych płaszczy i kurtek... Tłustych kobiet które nie wiadomo po co pokazują swoje ciało. Nie ma nic gorszego niż widok tłustej baby, która pokazuje tłuste uda lub brzuch... Zostawcie swój tłuszcz w domu na kanapki... Krótkich włosów na głowie u kobiet. Plastiku nie znoszę, tapeciar mimo iż często mają niezłe ciała. Naturalnie piękne kobiety rządzą. Nie lubię „pierdolić kotka za pomocą młotka”. Nie lubię ludzkiej głupoty. W sumie to nie cierpię ludzi, najgorsze istoty na ziemi zaraz za gołębiami i szczurami. W mojej pracy stykam się bardzo często z ludźmi, dlatego każdego nowo napotkanego człeka traktuje już z góry, jednakże wystarczy że zamienię z kimś trzy zdania i od razu wiem czy dana osoba pozostanie w szufladce debili czy też nie. Prywatnie staram się spędzać czas w dobrym towarzystwie i dobrze dobierać znajomych.

5 czerwca 2011

90. Kasia, 23 lata, Kraków


Nagość. Ostatnio zaczęłam siebie bardziej akceptować. Kiedyś czułam się wyśmienicie nago, uwielbiałam to. Jednak po urodzeniu dziecka moja pewność siebie, jeśli chodzi o bycie nagą legła w gruzach. W tej chwili akceptuję siebie taką jaką jestem, a w oczach mojego mężczyzny czuję się najpiękniejszą kobietą na świecie, czego więc chcieć więcej? :)

Lubię czuć się kolorowo, pozytywnie, lubię być wolna! Barwy, kształty, wzory – to sprawia, że czuję się wspaniale. Moje ulubione kolczyki „zza siódmej góry” to moja wizytówka. Sukienka, bez której w wakacje nigdzie się nie ruszam, no i cała rzesza koralików, bransoletek. To cała ja, bez reguł w ubiorze ;]

Nie lubię białych ubrań (kompletnie niepraktyczne). Nie lubię markowych ubrań (kieruję się pewnymi zasadami, długo by się rozpisywać). Nie lubię sportowych ciuchów. Nieeee lubię czapki z daszkiem! To tyle.

1 czerwca 2011

89. Dominika, 27 lat, Warszawa


Nagość nie jest dla mnie tematem tabu. Jednak wole patrtzeć na czyjąś nagość niż własną, a wszystko to spowodowane jest kompleksami. Oczywiście wiem, że nikt nie jest doskonały i bardzo ważne by zaakceptować siebie takim jakim się jest. To bardzo ułatwia życie. Próbuję, nie zawsze wychodzi. Mimo, że często pozowałam do aktów to jednak myśląc o tej sesji wstydzę się. Pierwsze są zawsze dla mnie krępujące.

Lubię się przytulać, dlatego jestem na zdjęciu z wielkim misiem. Jestem osobą, która potrzebuje takich małych rzeczy. Lubię dotykać. Czuć pod palcami czyjąś skórę, czuć fakturę danego przedmiotu. Lubię palić, moment zaciągnięcia się papierosem jest dla mnie relaksujący. Do tego czarna kawa. I tak rozpoczynam dzień. Książki, książki i jeszcze raz książki. Nie potrafię wyjść z domu bez literatury. Tak samo jak bez muzyki. Czuję sie wtedy taka naga. Zakładam słuchawki i jestem w swoim własnym świecie. Czuję się kobieco, kiedy założę coś eleganckiego albo dopasowaną sukienkę. To sprawia, że jestem pewniejsza siebie niż zwykle.
Lubię ubrać coś eleganckiego, czy to sukienkę czy spodnie i żakiet. Czuję się wtedy bardziej kobieco. Uważam, że małą czarna powinna mieć każda kobieta. Do tego pończochy i czarne szpilki. Ale również lubie styl sportowy. Wszystko w zależności od mojego nastoju w danym dniu. Przychodzi lato i najlepsza jest wtedy zwiewna sukienka. Ogólnie coś barwnego, trzeba dodać trochę kolorów do życia.

Nie akceptuję do końca siebie. Jestem jednym wielkim kompleksem. Ale najwięcej mogę zarzucić swojemu charakterowi. Nie lubię wykorzystywania innych, kłamstwa i dwulicowości. Nawet najgorszą prawdę wolę usłyszeć. Wymaga to sporej odwagi. Nie rozumiem kobiet, które nakładają na twarz grube warstwy makijażu. Wygląda to tak nieestetycznie i odpychająco, szczególnie wśród nastolatek. Często się zastanawiam jak one wyglądają rano bez makijażu. Nie kupuję ciuchów, które mają duży dekolt. Nie jest mi to pisane ze względu na mój biust.

Nie pokazuję się w kostiumach kąpielowych. Nie nie i jeszcze raz nie. I tu odgrywają kluczową rolę moje kompleksy :/ Wstydzę się.  Nie lubię ubierania rajstop pod spodnie, kiedy jest zimna. Jest to dla mnie niekomfortowe, chociaż wiem, że będzie mi cieplej. Ubrania nie mogą być zbyt opinające ani mieć za dużego dekoltu. Pewnie dlatego, że nie mogę sobie na niego niestety pozwolić.

16 maja 2011

88. Iza, 26 lat, Warszawa


Nago. Trudno patrzeć na swoje ciało obiektywnie. Kobiety wariują na punkcie swojego wyglądu. Czujemy się oceniane przez mężczyzn (nie ma to jak pan z piwnym brzuszkiem naśmiewający się z obfitych kształtów koleżanki...), jak również przez inne kobiety. Chyba jesteśmy najbardziej okrutne wobec siebie samych. Rzeczywistość stawia przed nami pewne „wymagania”. Odpowiedni rozmiar, kształt, proporcje, faktura. Kobieta musi o siebie dbać, koniec kropka. W ten sposób chyba łatwiej jest zobaczyć Ją bez majtek niż bez makijażu... Staram się podchodzić do siebie w nieco inny sposób. Po pierwsze, z ciałem można zrobić wiele rzeczy. Przytyć, schudnąć, przemodelować tu i tam. Po drugie, jeśli patrzeć na wszystko tylko pod kątem atrakcyjności to sposób w jaki nas odbierają i tak w dużym stopniu zależy od naszego zachowania, podejścia do siebie, niewerbalnej komunikacji. Po trzecie, mam na głowie ważniejsze sprawy... Nie zmienia to faktu, że czasem lubię sobie pobiadolić, że uprawiam sport i pomimo iż jest on dla mnie frajdą samą w sobie to towarzyszące temu spłaszczenie brzucha cieszy, że lubię komplementy (nie mylić z banałami) i że chcę czuć się atrakcyjna. Nagość nie jest dla mnie 100% komfortowa, zawsze gdzieś tam w tyle głowy zastanawiam się, czy to dobrze aż tak bardzo się odkrywać. Pozowanie jest pewną formą przećwiczenia własnego wstydu i ograniczeń, które siedzą w głowie. Z drugiej strony nie wstydzę się. Chyba wszystko zależy od momentu.

Lubię słońce, lato, plażę, morze (wodę). Beztroskę, całodzienne włóczęgi bez celu. Siedzieć na plaży i myśleć o niczym, leżeć na trawie i słuchać ptaków. Jak słońce grzeje mi w kark. Jak wychodzę rano z domu i czuję zapach wiosny, lub lata. Kiedy mogę chodzić boso po trawie. Sport, którego wcześniej nienawidziłam, a teraz jest wpisany w codzienność niczym mycie zębów. Zapachy, często wychodząc z domu umiem wskazać kto przed chwilą był na klatce. Dobre jedzenie. Eksperymentować w kuchni robiąc przy tym niesamowity bałagan :))

Lubię sukienki, bo załatwiają kwestie dobierania poszczególnych elementów garderoby do siebie, upraszczają zakupy, kupić sukienkę to jak zdobyć pasującą do spódnicy bluzkę. Bo przypominają mi lato. Ludzi, którzy są szczerzy, którzy dzielą ze mną moje zainteresowania, którzy potrafią wprowadzić je w moje. Mocne osobowości, które stale mnie fascynują. Mężczyzn, którzy pojęcie „kapeć” mają w słowniku jako rodzaj obuwia, a nie cechę charakteru. Artystów. Ironiczne poczucie humoru, sarkazm, intrygi. Obserwować i odgadywać interakcje. Rozkładać wszystko na czynniki pierwsze. Kombinatorstwo to moja druga natura.

Nie lubię skarpetek noszonych do sandałów, eleganckich butów na obcasach. Fatalnie dobranych męskich butów (zawsze najpierw patrzę na twarz, a potem na buty, złe buty... eh), zwłaszcza paskudnych męskich pantofli z czubem zakończonym takim jakby... prostokątem (kto to w ogóle stworzył??), niewypastowanych butów (pomijam glany). 80% męskich „stylizacji”, zacznijcie zabierać na zakupy koleżanki. Choroby, która zmusza do siedzenia w domu. Braku tolerancji wobec samej siebie.

Nie znoszę kłamstwa, obłudy, podwójnej kategoryzacji, bezmyślnego pędu za kasą. Życia bez pasji i marzeń. Braku odpowiedzialności za własne czyny. Babskiej głupiej, beznadziejnej zazdrości. Braku godności, zwłaszcza u kobiet. Ograniczeń.

9 maja 2011

87. Dominika, 21 lat, Wrocław


Nagość kobieca – dla mnie fascynująca :) Z sentymentem wspominam swoją pierwszą sesję aktu. Nigdy nie miałam większych kompleksów z powodu swojego ciała, ale moja nieśmiałość – masakra. Dla mnie to pewien etap poznawania siebie. Jestem teraz pewniejsza siebie i z radością wkładam seksowne ciuchy. Cieszę się, że przełamałam tę barierę. Opinia innych ludzi była dla mnie niespodzianką. To jak moje otoczenie odebrało fakt, iż rozbieram się przed obiektywem było zaskoczeniem. Bardzo miłym zresztą.

Lubię ładne, dopasowane rzeczy również sukienki. Lubię czuć się ładnie, ale swobodnie. Rzadko wkładam szpilki, ale jak już to zrobię czuję się seksownie. Zwracam dużą uwagę na strój innych osób. Przyjemnie ogląda się ładnie ubrane kobiety, które podkreślają swoje atuty, które są zadbane i uśmiechnięte. Z przykrością mijam nudne i smutne panie.

Nie lubię szarych za dużych i za grubych swetrów, spod których mnie nie widać. W ogóle nie lubię zimy i ubierania się na cebulkę, gdyż w innym wypadku trzęsę się jak galareta ;) Poza tym świat jest czasem zbyt szary dlatego trzeba go ubarwiać.

2 maja 2011

86. Sławek, 24 lata, Bolesławiec


Nagość. Jest tym co czasem lubie i tym przed czym czasem uciekam. Była kiedyś sesja nago. Pierwsza i póki co ostatnia. A teraz jak jest? Sam nie wiem. Jestem na pewno inny. Wstydzić się czy nie? Lubię być facetem i to pokazywać, ale nie każdemu. Są przecież granice. Ok, rozebrałem się. Jest zdjęcie. To nie znaczy, że tak jest w życiu – powiesz „rozbierz się” i to zrobię. Sto milionów razy się zastanowię, potem pomyślę i coś odpowiem. Co? Nie wiem, bo nie znam cię, tak jak ty nie znasz mnie. Lubię jak ktoś coś o mnie wie i wtedy powie. Nie lubie być wyzywany od bezmózgich debili, którzy pokażą dupę i myślą, że laski na niego lecą. O nie! Stanowcze nie! Czasem wolę pogadać. Czasem wolę nie mówić. Tak jest i tym razem. O! Chociaż może czapejka do tego? :)

Lubię.
Kocham wręcz śmiech. Bardzo dobrą muzykę, która poprawia mi nastrój lub go reguluje. Uwielbiam różnokolorowe ubrania, najlepiej z jakimiś nadrukami, których wcześniej nie spotkałem. Dlaczego? Żeby za każdym razem uśmiechnąć się wkładając coś na siebie. Od razu człowiek wie, że nie jest zwykłym iksem w szarym społeczeństwie. Lubię się ruszać, robić coś, być aktywnym, fizycznie i psychicznie. Lubię spotykać się z moimi przyjaciółmi. Raz jeżdżąc na rolkach, relaksując się, innym razem skacząc w upalne lato do jeziora. Lubię być uśmiechnięty. Być niezależny. Uwielbiam satynową pościel. Dziwne, lubię kłucie igły podczas robienia tatuażu. Lubię kobiecą rękę na plecach.

Nie lubię.
Nie znoszę marynarek, starych swetrów i sztruksów, przypominają mi o dziecięcych czasach, które nie wspominam za dobrze. Zielona marynarka? Proszę cię, dla klauna! Nie dla prezesa. Tak. Nie mam dobrego kontaktu ze swoim tatą. No może czasem. Jak coś chce. On. Sztruksy prowadzą do moich mdłości. Szerokie, takie dziwne. Tragedia. Nie cierpie ich wyglądu i uczucia gdy mam je na sobie. Ubieram, owszem, ale w ostatecznej ostateczności. Raz na ruski rok. Marynarka i sztruksy. Nie chcę tu zostawić swojego obiadu. Sorry.
Nie lubię być bez pracy. Nie mieć do kogo się odezwać. Nie cierpię zimna w domu. Nie lubię, nienawidzę, obchodzę wielkim łukiem temat śmierci, uciekam od niej jak się da - myśleć o niej? Masz jakąś fobię, ale taką na maxa? To wiesz co czuję. Niestety wynik traumy. Nie wiem dlaczego się tym dziele, ale może kiedyś ktoś mnie z tego wyciągnie. Nie lubię przegrywać w przypadku, gdy powinienem wygrać, a przez głupi fart losu zostaję najgorszym przegranym, wyszydzanym przez resztę - to chyba przez szkołę. Nie cierpię uczucia niemocy, pustki, niemożności zrobienia, pomyślenia, działania, zaprzestania. Nie lubię gdy ktoś wysuwa różne wnioski patrząc na mnie lub na jedną rzecz, którą zrobiłem lub też nie.

21 kwietnia 2011

85. Maciek, 36 lat, Warszawa


Nagość to stan naturalny, to zabawa, seks, dotyk, czułość, odpoczynek i sztuka. Nie rozumiem pojęcia „wstyd”. Zostawiam to słowo innym, sam ciesząc się chodzeniem nago po domu, pozowaniem do zdjęć, a także znajdowaniem się po drugiej stronie aparatu. Wtedy dostrzegam i zamykam w kadrze piękno nagości innych ludzi.

Lubię. Facet powinien być facetem, emanować klasą, pewnością siebie, powinien po męsku ściskać dłoń, kiedy trzeba powinien być skurwysynem, kiedy indziej czułym kotem. Lubię być mężczyzną, to być może trywialne, ale wcale nie takie proste, jak mogłoby się zdawać. Mężczyzną nie wystarczy być, bo ma się wypchane spodnie w kroczu. Facetem trzeba nauczyć się być, wynieść pewne wzorce z domu. A to, patrząc na przekrój społeczny, wcale nie jest takie łatwe.
Z drugiej strony lubię z premedytacją łamać tabu i przebrzmiałe konwenanse. Lubię szokować i wyzwalać emocje u innych osób, najczęściej przez tematy moich zdjęć, wykraczające daleko poza utarte schematy i społeczne granice...

Nienawidzę lumpiarstwa, zaściankowatości, dulszczyzny, dresiarstwa, wrzeszczących troglodytów pijanych najtańszym browarem i szczęściem wygranego meczu przez „ich” kopaczy. Nie cierpię ludzi udających kogoś kim nie są, nuworyszów w świecących garniturkach i ze słowiańskim wąsikiem pod niewystrzyżonym nosem. Mierzi mnie smród niemytych ciał ubranych w tureckie sweterki i kuse marynareczki lub dresiki i przepocone koszulki z orłem na piersi...

15 kwietnia 2011

84. Natalia, 26 lat, Warszawa


Z nagością sprawa jest bardzo skomplikowana. Podobnie jak chyba większość kobiet mam kompleksy. Podchodzę do swojego ciała bardzo krytycznie. Z drugiej strony, choć nie do końca lubię swoje ciało, pozuję m.in. do aktów. Myślę, że jest to rodzaj przełamywania barier. Ciało poza tym nie służy tylko dostarczaniu bodźców wizualnych, czy nawet erotycznych. Przede wszystkim jest źródłem wielu różnych odczuć i narzędziem, które każdy może kreować według swojej woli. Możliwości są ogromne. Piercing, tatuaże, bodymodyfikacje itp. – jestem na tak.

Lubię retro, styl a'la femme fatale, filmy noir, burleskę, kabaret. Lubię stroje ultrakobiece z klasą i charakterem.

Nie lubię zimna, zimy i co się z tym niestety łączy – ubierania się „na cebulkę”. Nie znoszę grubych zimowych ubrań, szczególnie czapek, szalików. Nie wiem czy jakakolwiek kobieta ubrana w tyle warstw może wyglądać dobrze. Moim najgorszym zimowym koszmarem z dzieciństwa były rajtuzy pod spodnie. Brrr.

12 kwietnia 2011

83. Karolina, 25 lat, Świnoujście


Nagość jest dla mnie wielopłaszczyznowa. Może być narzędziem lub przedmiotem. Kojarzy mi się z manekinem, niesamowicie sztywnym obiektem, który można dowolnie ustawić i pokazywać. Jest bezosobowym argumentem w szerokim temacie aktu, dlatego nie wiążą się z tym moje osobiste kompleksy ani uczucie wstydu.
Ta naprawdę prywatna nagość jest moimi wszystkimi dysonansami na osi realność – wyobraźnia. Jest tym wszystkim czego się wstydzę i czego mi brakuje. Są to też wszystkie uczucia i reakcje, które łatwiej jest schować i kontrolować kiedy reszta też jest ukryta.
Nagość może też być prawdziwą wolnością. Jest to strój, w którym mogę chodzić po domu, odpoczywać i spać. Jest oznaką komfortu i bezpieczeństwa, pełną swobodą.

Lubię swoją pracę i wymagania jakie przede mną stawia. Jako inżynier muszę być poukładana i pewna swoich decyzji, więc wybieram ubrania, które dodają mi odwagi. Lubię podkreślać walory swojego ciała i czuć się atrakcyjnie w tym co noszę, nawet, jeżeli wygląd muszę okupić wygodą. Uwielbiam wszystkie eleganckie i obcierające koszule, dekolty, marynarki i ołówkowe spodnie. Najbardziej jednak lubię ubierać się prosto i nowocześnie. Czarne legginsy, szorty, prosta bluzka lub sweter o ciekawym kroju. Koniecznie wysokie obcasy. Bez zbędnego bałaganu, dodatków, z ograniczoną ilością elementów i warstw. Wewnątrz jednak mam sporo swojego bałaganu, który uwielbiam tym bardziej im więcej porządku muszę utrzymać na zewnątrz.

Nie lubię. W garderobie - biżuterii, tipsów, apaszek, opasek, broszek. Obwieszania się jak choinka nic nie znaczącymi i często niewiele wartymi błyskotkami. Łańcuszkami, które są niesamowicie niepraktyczne. Pierścionkami, które przeszkadzają pisać i męczą palce. Kolczykami, które deformują ciało. Obowiązkowych dodatków dla eleganckiej kobiety.
W wyglądzie - dopasowywania. Do matrycy, która wykształciła się w popkulturze i której marginalna ilość ludzi jest w stanie sprostać. Sam wzorzec nie jest zły, niedobre jest pożądanie, jakie wywołuje. Chęć upodobnienia się do niego jest zakorzeniona tak głęboko, ciężko się od niej uwolnić. Tym ciężej, im łatwiejszy jest dostęp do tych wszystkich narzędzi, które pozwalają nam modyfikować swoje ciało. Operacje plastyczne, programy komputerowe, wirtualna rzeczywistość i awatary – wszystko pomaga zagubić się w poszukiwaniu powierzchownego piękna, pozornie likwidując pierwotne wartości stałe i ograniczenia.

6 kwietnia 2011

82. Michał, 25 lat, Stargard Szcz.


Nago. Moje ciało nie prezentuje ideału podawanego nam w telewizji czy na reklamach bielizny. Wiem, że kupując wszelkie produkty nie będę wyglądał jak prezentujący je model. A nawet jeśli i tak nie obnosił bym się z nagością, tak jak nie robię tego teraz. Nagość jest dla mnie czymś osobistym i prywatnym. Dlatego całością mojej nagości dzielę się wyłącznie z osobą, z którą dzielę życie. Próbuję obnażać się w inny sposób. Staram się pokazać swoją duszę, swoje wewnętrzne Ja we wszystkim co robię. Czy jest to projektowanie, robienie zdjęć, czy gra, czy zabawa. Staram się być sobą.

Lubię.
Czuć się swobodnie. Wszędzie gdzie jestem. W domu, u znajomych, u rodziny, w pracy, w sklepie i na boisku. Na zewnątrz i w środku. Jestem chyba takim małym domowym dresiarzem. Jak tylko wracam do domu wskakuję w swój dresik i w za dużą polarową bluzę. Na codzień nie jest to odpowiedni ubiór, ale w domu jest w sam raz!

Nie lubię. Sztuczności i depersonifikacji. Nie lubię eleganckich ubrań, które są odpowiedzią na wszystko. Nie lubię garniturów, które pasują do pracy, teatru, muzeum, na prezentację, na wesele, na galę, na imprezę, na zakończenie roku, na rozpoczęcie roku, na urodziny, do kościoła i na pogrzeb. Nie lubię koszul, które muszą być zapięte na ostatni guzik, krępujące szyję, a żeby tego było mało obwiązane krawatem. No i na koniec trzeba jeszcze wspomnieć o bucikach do kompletu, które są sztywne, niewygodne i zostawiają więcej bąbli niż chodzenie boso po pokrzywach.

2 kwietnia 2011

81. Beata, 20 lat, Kraków

Nagość jest dla mnie na pewno ważna. Lubię swoje ciało, może z drobnymi wyjątkami, ale to jest normalne, po świecie nie chodzą ideały. Uznanie w oczach innych dodaje mi pewności siebie, to taka moja trochę słabość, a po części jest to fajne. Tylko to, że lubię swoje ciało, nie znaczy od razu, że muszę je pokazywać całemu światu. Wolę podkreślać swoje atuty przez fajne ubrania czy dodatki. Z drugiej strony wygląd i cielesność to nie wszystko. Uważam, że w życiu podstawę powinny stanowić wykształcenie i inteligencja, stąd właśnie książki. Najważniejsze jest wnętrze. To nie wyglądem, a właśnie wiedzą i inteligencją chciałabym się wyróżniać.

Lubię czuć się kobieco. Dlatego uwielbiam sukienki, spódniczki, dekolty, szpilki. Ogólnie wszystko, co utożsamiać można z kobiecością. Nie zwracam zbytniej uwagi na modę, bardziej na swoją własną ocenę tego co wydaje mi się ładne. Są ciuchy, które nawet jako krzyk mody wywołują grymas na mojej twarzy, a takiej rzeczy na pewno bym nie włożyła, nie czułabym się w niej komfortowo. Lubię też gdy jest ktoś przy mnie z kim mogę pogadać i wyżalić się gdy potrzeba, słuchać komplementów, dostawać prezenty, niespodzianki, kwiaty – szczególnie róże i tulipany. Prócz tego lubię się uśmiechać, słońce i lato na zewnątrz, zachód słońca na plaży, dobre filmy, najchętniej komedie romantyczne. Ale przede wszystkim lubię, gdy mam dużo powodów do radości ;)

Nie lubię być traktowana jak malutkie dziecko. Mój wygląd skłania raczej do ocenienia mnie na 15 niż na 20 lat. Nieraz słyszę, że powinnam się z tego cieszyć, że kiedyś dłużej pozostanie mi młody wygląd. Przyznam temu rację jednak cieszyć to mnie to będzie dopiero w przyszłości, przy wyglądzie dwudziestki chętnie bym pozostała, ale nie piętnastki. Póki co raczej irytuje. Nie lubię się czuć się ignorowana i traktowana niepoważnie, tak jak się nieraz podchodzi do małych dzieci. Ponadto nie lubię też krytyki ze strony otoczenia. Jakby nie można było po prostu przyjąć do wiadomości tego, że za tym nie przepadam. Dlatego staram się raczej unikać ciuchów jeszcze bardziej mnie odmładzających. Raczej nie noszę workowatych bluz, o których na pewno nie można powiedzieć, że podkreślają figurę.

31 marca 2011

80. Karolina, 30 lat, Piotrków Trybunalski

Nagość w rozmiarze XXL to chyba jednak temat tabu. Trudno było mi pokazać moje ciało takim jakim jest, pokazać ciało które tak skrzętnie ukrywam pod ubraniami (posiłkuję się dobrymi radami Trinny & Susannah). Jeszcze trudniej było mi przełamać swój wstyd i strach „co ludzie powiedzą”, czy zrozumieją ile mnie to odwagi kosztowało, czy bezlitośnie będą obrzucać komentarzami, bo w tym przypadku nic nie mogłam zakryć, choć bardzo chciałam... Nie udało mi się przekupić Arka babeczkami by zostać w fartuszku i oto JA, która chciała by zaapelować do wszystkich okrągłych brzuszków, dużych pup itd. by nie potępiały swojego ciała, by starały się je polubić, zaprzyjaźnić się z nim i miały odwagę (może pewnego dnia) stanąć przed lustrem i powiedzieć do siebie z uśmiechem „jestem piękna!” Tę siłę daje mi człowiek, którego poznałam i pokochałam, to on nie pozwala mi o tym zapomnieć, dziękuję Ci kochanie za to!!!

Lubię czuć się swobodnie, dlatego nie ujrzysz mnie na szpilkach, w małej czarnej na ulicy. By być kobietą kobieca wystarczą mi do szczęścia spodnie, marynarka i top, kilka dodatków i już. Resztę ubieram już w uśmiech, staram się odkrywać jasną stronę i patrzeć na świat optymistycznie, och zapomniałabym, uwielbiam kreskówki pod każdą postacią, dzięki nim można przenieść się na chwilę w inny świat. Może to nie wypada w tym wieku ale trudno...

Nienawidzę nienawidzieć, ale nie lubię wymuszonej elegancji, tupotu szpilek o 6 nad ranem, czerwonej szminki na kołnierzyku białej koszuli, sztuczności i braku szacunku, tego co kosztuje więcej niż powinno.

24 marca 2011

79. Agata, 25 lat, Wrocław

Nagość nie jest dla mnie tematem tabu, ale wolę na nią patrzeć niż sama prezentować. To wcale nie oznacza, że tego nie robię. I jezeli już ten temat się pojawia, to zawsze do pewnego poziomu, nie wszystko przeznaczam dla ogółu. Są elementy przeznaczone tylko dla jednej osoby, która może bezkarnie na mnie patrzeć w całej okazałości :) Swoje ciało lubię, o wiele bardziej niż kiedyś, jednak są „fragmenty”, i pewnie większość kobiet tak ma, które troszkę bym przekształciła. Ale jak to mówią, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :D
Wkurza mnie, że często wiele osób myli nagość zawartą w aktach artystycznych z pornografią i nie potrafię zrozumiec braku wyczucia różnicy. Ale osobiście mam to w nosie, jeżeli chodzi o moją osobę i od niedawna przestałam przejmowac się krytyką. Sama tak do końca naprawdę nigdy nie jestem naga, moje plecy i prawe ramię zdobią tatuaże, których nigdy nie żałowałam. Mogę traktować je jako pewną formę ubioru. Kocham je i jak będę miała 80 lat to będą mi przypominały o młodości, mimo iż będą wyblakłe, a moje ciało pomarszczone. Pozowanie do aktu w pewnym sensie dodało mi pewności siebie, której wcześniej miałam mniej. Zobaczyłam się w zupełnie innym świetle i zaczęłam zauważać swoje zalety, nie tylko marudzic o wadach :)

Lubię moje stare jeansy kupione bardzo dawno temu, już nawet nie pamiętam gdzie, które idealnie leżą na moim „tyłku”. Jako jedyne i pewnie, któregoś dnia się na mnie rozlecą, a wtedy umrę z żalu. A może uszyję sobie 15 par na ich podobieństwo. Kocham moją czarną koronkową tunikę, bo mogę z nią kombinować na różne sposoby. Zakładać do moich ulubionych jeansów (na luzie), samą (sexi), z czarnymi leginsami lub eleganckimi spodniami (elegancko). W tych dwóch rzeczach czuję się najbezpieczniej i najswobodniej i zakładam je kiedy nie chce mi się myśleć nad ubraniem.
W przypływie weny kombinuję z ubraniami, bo nie lubię jednostajności i lubię mieć na sobie co najmniej dwie rzeczy „pod kolor”, łącznie z biżuterią. No właśnie, mam manię na punkcie kolczyków i nawet nie będę próbowała ich policzyć bo to by się mijało z celem. Lubię orientalne wzory bizuterii, podobnie jak ubrań bo pasują do mojego typu urody i do mojej karnacji, ale nie ograniczam się do tego.
Nie przepadam za butami na obcasie, bo lubię wygodę, ale czasem powinnam się zmusić bo moje 157 cm wzrostu aż się o to prosi. Ale odkąd mam dwumetrowgo ukochanego to nawet dziesięciocentymetrowy obcas niewiele zmieni :) Dla mnie najważniejsze jest pewnie stąpać po podłożu i nie prowokować zagrożenia utraty przednich zębów. Kolejnym ograniczeniem jest moja nadmierna ruchliwość i sport, który uprawiam oraz jazda na rowerze. Lubię sztuki walki (jedną z nich sama uprawiam i jest nią kung-fu baguazhang).
Lubię sympatycznych ludzi, których mam przyjemność spotykać w pracy, moje zakręcone i zwariowane koleżanki z pracy i samą pracę, którą wykonuję. Lubię osoby, które wywołują usmiech na mojej twarzy, jedną z nich jest moja kochana siostra, której nie zamieniłabym za nic na świecie na inną :*

Nie lubię ubrań jak na rozdanie Oskarów, np. sukni z cekinami, lateksu, butów na obcasie, szczególnie białych kozaczków, miniówek, golfów, chyba że są luźne i nie dają uczucia pętli na szyi. Nie lubię jak mnie ktoś obgaduje i wymyśla niestworzone historie, wtedy jestem w stanie poprzebijac opony w aucie. Nie lubię nieuprzejmych ludzi, szczególnie w ich miejscach pracy, bo sama staram się zabijać uprzejmością, nawet gdy mam zły humor. Najbardziej wkurzają mnie panie w pokomunistycznych sklepach SPOŁEM z zawieszoną miną i wrednym wyrazem twarzy, wtedy zastanawiam się, czy nie napluły mi do sałatki przy jej nakładaniu. Nie lubię, gdy ludzie nie zakładają wielkim psom kagańca bo wcale nie uspokajają mnie zapewnienia w stylu „proszę się nie bać, on nic pani nie zrobi”. Widzicie, jak niewiele rzeczy nie lubię :)

14 marca 2011

78. Żaneta, 20 lat, Łódź

Nagość. Nie wstydzę się jej. Codziennie mam z nią kontakt na mojej uczelni malując, rysując, rzeźbiąc, fotografując. Boli mnie, że w naszym kraju ciągle jest to dla wielu ludzi temat tabu i tak często utożsamia się akt z pornografią. Ludzie z góry zakładają, że pokazywanie się bez ubrania to coś złego, że to obdzieranie się z intymności. Dla mnie strefą bardziej intymną jest moje wnętrze, którego raczej przed nikim nie obnażam.

Ciało ludzkie to najdoskonalsza konstrukcja, z której można zbudować piękne obrazy. Każdy człowiek się do tego nadaje, nieważne, czy chudy, gruby, stary, czy młody. Każda postać to inna historia, inny sposób na wyrażanie, tworzenie.
Jak każdy człowiek mam swoje kompleksy, ale nigdy o nich nie mówię gdy zaczynamy opowiadać, inni są naprowadzani na trop, co to jest i zaczynają zauważać. Myślę, że lepiej mówić i podkreślać swoje mocne strony, a sprytnie maskować mankamenty, i tu nie chodzi mi tylko o wygląd.

Pomimo wszystko lubię siebie, akceptuję swoje ciało i jestem jego świadoma. Pozowanie do aktu dało mi pewność siebie, której jeszcze kilka lat temu nie miałam. To również ogromna frajda, gdy jestem w stanie wraz z fotografem stworzyć coś pięknego i obydwoje jesteśmy zadowoleni z efektów.

Często słyszę opinie, że nie powinnam tego robić, ale się tym nie przejmuję, ponieważ mówią to głównie ludzie nie mający nic wspólnego z fotografią i sztuką ogólnie. Trudno, jak potocznie się mówi „Psy szczekają, a karawana jedzie dalej”. Jeśli mam ochotę pozować i sprawia mi to przyjemność, to będę to robić, bo przecież nie można przeżyć życia tak, by zadowolić wszystkich dookoła :)

Lubię. „Pociągają mnie nie te rzeczy, co trzeba: lubię pić, jestem leniwy, nie mam boga, polityki, idei ani zasad. Jestem mocno osadzony w nicości, w swego rodzaju niebycie, i akceptuję to w pełni. Nie czyni to ze mnie osoby zbyt interesującej. Nie chcę być interesujący, to zbyt trudne. Pragnę jedynie miękkiej, mglistej przestrzeni, w której mogę żyć, i jeszcze żeby zostawiono mnie w spokoju.”

Lubię to, co robię i robię to, co lubię. Malarstwo, fotografia, rysunek, ubiór, czarna kawa bez cukru, Black Devile czekoladowe, moje weekendowe podróże, poezję K. K. Baczyńskiego, muzyków, szczególnie pianistów, operę, teatr, darmowe wino na wernisażach :), Jacksona Pollocka,  Indergardena, piękne kobiety, mężczyzn z długimi włosami i takich delikatnie przyprószonych siwizną, upały, moją bladą skórę, na której widać wszystkie żyły. Ludzi interesujących, otwartych na inność. Uczucie wolności, niezależności, muzykę poważną, SDM, klasyczny rock, USA, szczególnie Kalifornię. Wycieczki rowerowe bez mapy, język angielski i francuski, książki, książki, dużo książek. Moich znajomych z Liceum Plastycznego w Kielcach, za którymi cholernie tęsknię.

W ubiorze lubię kombinowanie, bawienie się modą. Nie mogłam się zdecydować do samego końca, który zestaw ze swojej szafy wybiorę. Ubiór to dla mnie sposób wyrażania siebie, swojego charakteru, poglądów. Większość moich ubrań to kolory. Biały, czarny, czerwony, pastelowy róż, w nich czuję się najlepiej. Jak większość kobiet lubię czuć się wystrojona, kocham podkreślające figurę sukienki, koronki, satynę, wysokie obcasy. Na co dzień ubieram się zależnie od nastroju, od hippisowskich długich sukienek, przez podarte jeansy i koszulkę z Beatlesami, po koszulę z krawatem i ciemne jeansy. Codziennie coś innego, by życie nie było monotonne!

Nie lubię nie lubić, ale niestety czasem się zdarza. Przede wszystkim kontrolowania mnie i ograniczania, zbędnych pytań, szukania problemów tam, gdzie ich nie ma, wyolbrzymiania, nachalności. Ludzi pozujących na wielkich artystów, dziwnej, bananowej młodzieży, metro seksualnych chłopców, męskich dziewczyn. Słodzonej herbaty, fast foodów, poniedziałków, niesłowności, braku konkretów, zwykłości, szarości, marazmu, antysemityzmu.

Tu również miałam kłopot z wybraniem zestawu ubrań, który jest na nie. Zdecydowałam się na dres ze względu na moje spore uprzedzenia do obszernej w mieście Łodzi (ale nie tylko) grupy społecznej zwanej dresiarstwem. Nie chcę uogólniać, bo nie wszyscy ludzie noszący na co dzień bluzy z trzema paskami okradają i napadają z tasakami na ludzi w nocnych autobusach. Często są to nastolatkowie bardzo zagubieni, z rodzin patologicznych, bez wzorców, do których nikt nie wyciągnął pomocnej ręki, by wydobyć ich z bagna i pokazać inne życie. Niestety, większość jednak odrzuca wszystkie perspektywy normalnego życia i idąc ślepo za podobnymi sobie, częściej używają siły mięśni, niż rozmowy, o czym w zeszłym roku miałam dość wątpliwą przyjemność się przekonać odwożąc moją siostrę z meczu. W pewnym momencie zajechał nam drogę samochód, z którego wysiadło kilku rosłych młodzieńców, skopaniu nasze auto, a jeden z nich otworzył drzwi i wymierzył mi pięścią cios w oko. Bezmyślność, zaślepienie, nie wiem, co nimi kierowało. Dobrze, że nie skończyło się to gorzej.

Nie lubię też dziewczyn w wielkich, sportowych butach, bluzach z kapturem. Ukrywają pod tymi wielkimi ubraniami swoją dziewczęcość, cały urok, niepotrzebnie. Idzie wiosna, czas włożyć sukienki!

11 marca 2011

77. Joanna, 33 lata, Wrocław

Nagość. Uczyłam się jej powoli, z wiekiem dojrzewałam i uczyłam się swego ciała. Teraz uważam ją za coś naturalnego, coś co natura dała nam w darze. Wiem, brakuje mi do wyglądu modelki z wybiegu ale taka podobam się sobie najbardziej i takiej akceptacji siebie w pełni życzę każdemu.

Lubię. Zachody słońca, spacery po rozgrzanej słońcem plaży, ten powiew wiatru,który muska moje ciało. Dobre wino w miłym towarzystwie, babskie pogaduchy o facetach, ciuchach i o życiu. Chwile spędzone z moim synkiem, który co dzień powtarza „jesteś piękna mamo”. Sukienki, które nie krępują ruchów, są praktyczne i eleganckie zarazem. Lubię wygodę w każdym jej wydaniu.

Nie lubię. Szpilek i obcasów. Nawet koturny nie wchodzą w rachubę. Wszelkich koronek, świecidełek i błyskotek. Nie lubię chamstwa, arogancji i zazdrości. Sukienek, które sprawiają wrażenie worka na ziemniaki. Spodni typu „alladynki” gdzie krok kończy się na wysokości kolan. Kompleksów, ale tak jakoś jest w życiu, że każdy z nas ma je w sobie.

17 lutego 2011

76. Martyna, 17 lat, Kłodzko

Nagość nie jest współcześnie tematem tabu. Dawniej uważana za przejaw awangardy, natomiast obecnie jest tematem obojętnym. W sztuce określana mianem aktu, w pewnym sensie jest rodzajem stroju. Świadomość bycia obserwowaną pozwala ubrać kobietę. Przez moje rozproszenie zapomniałam o prześcieradle, które w jakis sposób miało mnie okryć. Za to świetnym rekwizytem zastępczym okazała się poduszka pana fotografa :) A świetna, bo okryła mnie całą i jest idealną przenośnią do mojego popołuniowego spania. Osobiście uważam,że nie muszę pokazywać się internetowej publiczności, zachowując pewne rzeczy dla siebie, czy osób wybranych.

Lubię lenistwo, a uwielbiam trochę więcej lenistwa. Mimo, że miewam rzadkie chwile tego stanu. Lubię, kiedy wiem na czym stoję i wiem, co mam robić dalej. Uwielbiam sztukę, częste zmiany, silne wrażenia, być dobrze poinformowaną o wszystkim, ruch i działanie. Ponadto uwielbiam salsę, którą niestety musiałam sobie odpuścić, kolor czerwony – czerwoną szminkę, marcepan, otwartych ludzi z poczuciem humoru. Lubię wszystko co niespokojne, efektowne i błyskotliwe. Uwielbiam spontaniczne zmiany i niespodzianki. Sukienka – najprostszy, najwygodniejszy i najlepszy stroj. Zgadzam się z opinią pewnych osób, że sukienka, którą mam na sobie jest po prostu kobieca – prosta, krótka, obcisła, z koronką. Pasuje do wielu sytuacji, wystarczy dobry pomysł i można działać. I do tańca także świetnie się nadaje. To właśnie ten element garderoby może błyskotliwie i efektownie okreslić naszą naturę. Po prostu kocham być kobietą!

Nie znoszę ograniczania swobody i wolności, rozkazywania. Męcząca jest nuda i monotonia, która może doprowadzić do choroby. Nie znoszę, gdy ocenia się ludzi po pozorach, ludzi wścibskich, sztywniactwa, niezdecydowania i fałszywych deklaracji. I znów sukienka. Ta została zrobiona ze sztywnego materiału, jest ciasno zapięta pod szyją, co powoduje zupełny brak swobody. Pozornie ładna ale niestety, może jedynie pozostać ładną. Jak widać mała, prosta sukienka potrafi przenośnie pokazać nielubiane przeze mnie upodobania. Ponadto nie lubię znajdować się na wysokości, związanych włosów, opalać się, piłki nożnej, adidasów, glanów, zimy oraz temperatury pow. 25 stopni C.

15 lutego 2011

Pokochaj Fotografię nr 8



Zapraszam wszystkich serdecznie do pobierania ósmego numeru magazynu „Pokochaj Fotografię”. Na stronie 124 znajdziecie krótki artykuł o mnie oraz parę słów nt. Uniformów.

Poza tym oczywiście dużo innych ciekawych materiałów więc zabierajcie się do czytania i oglądania. Wystarczy kliknąć link, podać swoje namiary i czekać na e-maila.

75. Magda, 20 lat, Wrocław

Nagość. Do niedawna była dla mnie swoistym tematem tabu. Dziś spokojnie mogę stwierdzić, że sporo zmieniło się w tej kwestii. Jestem osobą wrażliwą na piękno, na sztukę. Mam duszę artysty. Ludzkie ciało jest doskonałe w swej istocie i jeśli nie jest to przedstawione w wulgarny sposób, czemu go nie uwieczniać na fotografiach? Lubię swoje ciało, uważam że jest piękne. Ale nie wiem czy wynika to z mojej małomiasteczkowości (co pomyśleliby rodzice, znajomi, rodzina) czy z tego, że chyba nie do końca czuję się pewnie ubrana w „nic”. Moje ciało to moja świątynia. I stąd ten swoisty „manifest”. Nie jestem obiektem wystawowym, który może pooglądać każdy. Pooglądać i zostawić, nie zastanawiając się nawet co kryje się w jego wnętrzu, które przecież jest najistotniejsze w człowieku. „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.

Lubię słońce. Lubię muzykę, która nadaje mojemu życiu sens. Lubię czekoladę i moje niesforne, rude włosy, które przy najmniejszej odrobinie wilgoci zmieniają się w małe sprężynki. Lubię ten beztroski śmiech dzieci bawiących się gdzieś pomiędzy szarą i nudną rzeczywistością przytłaczających blokowisk. Lubię, gdy jakiś nieznajomy uśmiechnie się do mnie na ulicy. Tak po prostu. Z czystej ludzkiej życzliwości, przekaże mi tą pozytywną iskierkę, która nadal pozwala mi wierzyć w to, że ludzie mają dobre serca i że naprawdę warto żyć. Bo kiedy świat zawiruje w głowie, gdy słońce odbije się tęczą w źrenicach, gdy dłonie zakwitną jasnym gestem, wtedy jakże bardzo chcemy żyć.

Nie lubię różu, cekinów, piórek, brokatu i wszystkiego co błyszczy i migoce. Obce są mi dekolty do pępka, sztuczna opalenizna, doklejone pazurki i strzępek materiału zawieszony gdzieś w okolicach bioder zwany potocznie „mini”. Może uznacie to za przejaw jakiejś fobii albo ograniczenia, ale ja po prostu nie trawię takiego sposobu zwracania na siebie uwagi. Nie cierpię sztuczności i ukrywania się pod swego rodzaju maską (dosłownie i w przenośni) przerysowanych, słodziutkich zachowań, które nie są naturalne dla żadnego człowieka. Szkoda, że wszystkie te „królowe” nie mogą choć raz wyjść z siebie, stanąć obok i zobaczyć, jak karykaturalne jest to, co robią.

13 lutego 2011

74. Asia, 20 lat, Trójmiasto

Nagość. Nie boję się nagości, jest dla mnie czymś całkowicie naturalnym, nigdy nie utożsamiałam jej z czymś bezwstydnym i perwersyjnym. Dla czego wybrałam słonecznik? Ponieważ to symbol słońca, radości i optymizmu. Symbol beztroski dzieciństwa. Każdy z nas kiedyś bez obawy o konsekwencje mógł sobie latać na golasa, nie gorsząc nikogo w około, kąpiąc się w morzu i opalając na piasku, budując fantastyczne zamki... Niestety z czasem zatracamy tę beztroskę i niewinność, a wpaja się nam że nagość jest czymś złym i grzesznym i wyłącznie kojarzącym się z seksem. Dla mnie nagośc to beztroska, zapach lata, otulająca ciało bryza, słodki zapach kremu do opalania.. Od dzieciństwa wychowywałam się w małym zaciszu na końcu świata, zdala od zgiełku ludzi, daleko do miasta, mieszkając w małej chatce w środku lasu (wiem, brzmi to surrealistycznie ale jest możliwe), opalając się na zacisznym przydomowym podwórku czytając książkę, ciesząc się życiem i mijającą chwilą... Ludzkie ciało jest piękne, każda nasza niedoskonałość nadaje nam indywidualnego charakteru, każdny z nas jest inny, i nic dobrego nam nie da chore podążanie za modą i ideałami, oprócz niepotrzebnej frustracji, katorgi dietami i ciągłego zadręczania się kilogramami. A czy świat nie był by mdły gdyby wszystkie kobiety były idealne?

Lubię. Gdy byłam małą dziewczynką, zawsze pokryjomu obserwowałam moją mamę. Figura idealna – klepsydra, zawsze na wysokich obcasach, niesamowicie kobieca, z pięknie dopracowanym makijażem, zadbanymi, idealnie ułożonymi włosami. Niestety w spadku genetycznym dostałam po niej wyłącznie rysy twarzy. Ten obraz kobiecości nieświadomie we mnie siedzi i do niego dążę. Z faktu że do niskich nie należę ze swoimi 176 cm, zawsze krępowało mnie chodzenie po mieście na wysokich obcasach, ze względu na zamieszanie jakie zawsze wywoływałam swoją osobą. Zdarzają się nieprzyjemne komentarze „Taka wielka a jeszcze szczudła ubiera!” Albo problemy w komunikacji miejskiej i haczenie głową o uchwyty do trzymania. Przełamałam się, do wszystkiego trzeba dojrzeć, teraz nie wyobrażam sobie latania wyłącznie na płaskich butach, a głupie komentarze zbywam szerokim uśmiechem ;) Z faktu, że nie mam talii osy, zawsze ratunkiem były dla mnie gorsety, które zaczęłam zbierać od 1 klasy liceum i stopniowo powiększam swoją kolekcję. W tym stroju czuję się kobieco, pięknie, zmysłowo. Bielizna dodaje mi niesamowitej pewności siebie, sprawia że czuję się niesamowicie seksownie, podkreśla wszystkie wcięcia i miękkie linie sylwetki, pobudzaja męską wyobraźnie. Uwielbiam czuć mocno zasznurowany gorset modelujący talię, kabaretki z pasem do pończoch, rozpuszczone włosy i perfekcyjny makijaż, wraz z wysokiemi obcasami dopełniają całości.

Nie lubię. Nigdy nie byłam osobą władczą, nie lubiłam wybijać się z grupy, przewodzić, rządzić i rozstawiać po kątach, nie „rzucam mięsem”, nie podnoszę głosu, po prostu jestem człowiekiem nastawionym pozytywnie i ciepło do inych ludzi. Nie nawidzę obłudy, nienaturalności i konwenansów narzuconych odgórnie. Biało-czarnego galowego stroju, który kojarzy mi się z nudnymi uroczystościami i (o zgrozo!) z wystąpieniami publicznymi. Mówcą nigdy nie byłam i talentu do tego nie mam. Z reguły, w moim wypadku wszelkie próby zawsze kończą się to tak samo. Próbą utrzymania się w pionie na środku auli pod ostrzałem 60 spojrzeń, albo co gorsza 120! A człowiek prosi w duchu tylko o to żeby mu się ręcę tak nie trzęsły, nogi nie uginały, głos nie załamywał i żeby dotrwał do końca i nie palnął między czasie jakiejś gafy. Uff… udało się kolejna prezentacja z głowy, przetrwałam! Tak samo w kłótniach nigdy nie potrafiłam postawić na swoim, krzyknąć, pokazać komuś gdzie jest jego miejsce, wszystko znosiłam pokornie, uciekając od problemów, potulnie przyznając rację innym. Ale, niestety ludzi dobrych i uległych aż zanadto się wykorzystuje więc powoli uczę się walczyć o swoje i nie kochać tak wszystkich ludzi dookoła ;) Chociaż bardzo topornie mi to idzie.

11 lutego 2011

73, Kamil, 36 lat, Wrocław

Nago. Rodzi się wstyd, zgorszenie rośnie. A nieprawda! W związku z moim zajęciem, a powiem, że lubię zdjęcia robić, często przed mym obiektywem nagie przedstawicielki płci przeciwnej stają. I żadna chuć się nie wylęga, pożądanie staje się obce. Tylko natłok myśli – jakie światło, jaka poza, jak jej piękne ciało podkreślić. Tak samo moja nagość, przecież tak wyglądam, to moje ciało, ubierane tylko w celu zabezpieczenia przed klimatem nam niesprzyjającym. Dla mnie nagość jest naturalna, toć przewrotnie, doświadczenia mam wiele. Przytaczając za Freudem „Mundur oznacza w ogóle nagość.”

Lubię.
Słowami Steda „Jak biec do końca, potem odpoczniesz, potem odpoczniesz, cudne manowce, cudne manowce, cudne manowce”. Życie jest za krótkie, by tracić czas, stać w miejscu. Trzeba próbować wszystkiego po trochu. Więc staram się żyć pełnią każdego dnia – i to lubię.
Dodatkowo fotografia daje mi niezwykły dar zatrzymywania przeżyć i miejsc, do których czasami ciężko jest wrócić. Dlatego też lubię chwytać ulotność chwili w postaci zdjęcia. A oprócz tego wiele przyziemnych rzeczy mnie uszczęśliwia – ciepła kawa z rana, bliskość narzeczonej, jej szczebiot dziewczęcy nie opuszcza mych myśli ani na chwilę, uśmiechnięty wzrok mego psiska i tysiące innych mgnień w mym życiu tworzących moje szczęśliwe ja.

Nie lubię cwaniactwa, wazeliniarstwa, chamstwa, pośpiechu i zimnej kawy. Rozwijając – brakuje nam ludzkiej solidarności, życzliwości dla osób, które nas otaczają. Dlaczego traktujemy cwaniactwo jako pewnego rodzaju forma zaradności życiowej. Nie mylmy pojęć spryt i cwaniactwo – to drugie odbywa się kosztem innych ludzi, czy też jakości.
Podlizywanie, to zaprzedanie swojej duszy, taka prostytucja psychiki. A przecież nikt się nie przyzna, że jest… (tutaj mam na myśli te słowo zaczerpnięte z łaciny, związane z krzywizną). Dzisiaj na klatce kilkuletni chłopczyk powiedział mi dzień dobry, i drzwi przytrzymał. A, myślę sobie, rodzice go wychowują, sąsiad też człowiek, wręcz istota bliska. To i dzień dobry jest wskazane. Więc na temat chamstwa nie piszę, bo nadzieję mam, że jest w odwrocie. No i coraz więcej kulturalnych osób mnie otacza.
A zimna kawa to powód pośpiechu. I me nielubości są ze sobą splątane. Ale już nowa porcja wody się gotuje…

9 lutego 2011

72. Wioletta, 30 lat, Wrocław

Swojej nagości uczyłam się przez ostatnie kilka lat. Dopiero teraz, gdy skończyłam trzydziestkę, mogę powiedzieć, że lubię swoje ciało i w pełni je akceptuję. Jak zapewne każda kobieta mam do natury żal…dlaczego nie mam tutaj więcej, a tam mniej. Ale stojąc nago przed lustrem częściej się uśmiecham niż krzywię. Akceptacja siebie przychodzi chyba z wiekiem. Jeszcze 10-12 lat temu byłam pełną kompleksów, nieśmiałą osobą, która wstydziła się siebie i bała się swojej nagości. Ukrywałam się za szarymi, bezosobowymi ubraniami i próbowałam zakryć twarz okularami. Teraz odważnie patrzę przed siebie i jestem otwarta – na siebie, ludzi i swoją nagość. Czy taka jest naturalna kolej rzeczy? Nie wiem… pamiętam koleżanki z czasów liceum, które już wtedy prężnie wypinały pierś do przodu, ja tak nie potrafiłam. Może dlatego, że nie miałam jeszcze wtedy co prężyć ;-) (do 19 roku życia byłam wychudzonym patyczakiem o sylwetce chłopczycy).
Teraz z pełną świadomością mogę powiedzieć, że lubię swoje ciało, nie wstydzę się go, a wręcz przeciwnie – staram się eksponować moje atuty. I już nie chowam się za okularami, chyba że różowymi ;-)

Lubię.
Zapewne będę mało oryginalna, jeśli powiem, że lubię ubierać się w to, co eksponuje moją kobiecość. Dlatego też w mojej szafie nie może zabraknąć ołówkowej spódnicy, obcisłych dżinsów czy tradycyjnej „małej czarnej”. Chociaż czytając wypowiedzi w zamieszczonych Uniformach, to większość kobiet pisała właśnie odwrotnie.
Co jeszcze lubię, to dodatki. Nie ruszam się bez korali lub szalika przewiązanego niedbale na szyi albo przynajmniej wpiętej broszki. Diabeł tkwi w szczegółach, dlatego nawet najprostszy i najbardziej klasyczny strój można przyozdobić fajnymi dodatkami. No i kocham szpilki, wyglądam w nich dobrze i tak też się w nich czuję.

Nie cierpię bluz z kapturem, z dwóch powodów. Po pierwsze kojarzą mi się z czasami liceum, gdy byłam nieśmiała i chowałam się w nich. Po drugie, mój mężczyzna nosi je zdecydowanie za często, niezależnie od okazji. Do pracy, na imprezy, nawet, gdy ja jestem ubrana elegancko. Bluzom z kapturem mówię stanowcze NIE!

4 lutego 2011

71. Marianna, 25 lat, Wrocław

Nago. Lubię moje ciało, jest piękne. W pełni je akceptuję, a nawet podziwiam. Podobno mam wszystko, co powinna mieć kobieta. Ale to nie znaczy, że będę je każdemu pokazywać. Mogę rozebrać się na plaży, basenie, w saunie, domu, ogródku. Ale nie koniecznie przed internetową publicznością.
To trochę tak jak z sekretem. Powiedziany nie temu co trzeba, zamienia się w uciążliwą plotkę, nabierając zabarwienia czerwono-brunatnego.

Lubię zieloną herbatę, lody waniliowe, podmuch ciepłego wiatru, odgłos wakacji słyszany wiosną na placach zabaw. A najbardziej lubię swobodę, kiedy nie muszę się martwić sprawami codziennymi, kiedy czas płynie powoli i lekko, nie naznaczając swojej przemijalności.
I tak właśnie czuję się w tej męskiej koszuli. Kobieco i swobodnie. Poza tym taka podobam się mojemu mężczyznie. Dla niego nie muszę się, ani malować, ani stroić w te wszytkie dziwne rzeczy. W uniformy wymagane przez rzeczywistość.

Nie lubię krwistej wątróbki, tłumaczyć się i spóźniać na zajęcia. A najbardziej nie lubię być ograniczana oraz fałszu i obłudy, wśród ludzi, co zakładają maski.
Ten gorset tak mnie właśnie ogranicza. Ściska i uwiera. Do tego stringi, coś okropnego. Śmiem twierdzić, że wymyślili je mężczyźni, po to tylko, by ograniczać nas kobiety. Sami przecież nigdy nie założyliby czegoś podobnego, a nam wmawiają, że to takie ładne. Z której strony? Od strony paska wrzynającego się w d***, czy drutów w ****?

1 lutego 2011

70. Kasia, 21 lat, Wałbrzych

Nago. Każdy mężczyzna który powie, że lubi duże piersi powinien najpierw dostać takie na co najmniej jeden dzień. I to taki, w którym trzeba dużo podskakiwać. Bez stanika. Ja chętnie zamieniłabym się na jakieś mniejsze. Nie dlatego, że nie podoba mi się jak wyglądają, bardziej dla wygody.

Lubię przemieszczać się, obserwować jak krajobraz wokół mnie się zmienia. Czasem szybko, czasem powoli. Byle nie stać w miejscu, bo kiedy raz się stanie, to trudno jest ponownie ruszyć. Przynajmniej mi. Lubię spakować plecak i iść, na przykład w góry. Najlepiej gdzieś, gdzie nie ma za dużo ludzi, w gronie przyjaciół. W takich momentach nie muszę przejmować się wyglądem bo cieszę się tym co wokół mnie. Mogę założyć bojówki i powyciągany sweter czy za duży polar. Byle by było wygodnie i ciepło.

Nie lubię wytyczania granic, ograniczeń. Sztywności i sztuczności. Dopasowywania się do otoczenia w strachu przed zostaniem wytkniętym czy wręcz samotnym, w ogólnym niezrozumieniu. Strachu i braku odwagi przed zrobieniem tego najważniejszego pierwszego kroku na drogę, która może prowadzić do szczęścia, z powodu braku wiary w to, że może się udać. Dla mnie symbolem takiego wewnętrznego skrępowania jest gorsetowa suknia, którą to musiałam przywdziać na studniówkę. Kiedy ją noszę krępuje mnie i fizycznie i psychicznie. Czuję, że zupełnie nie jestem w niej sobą.

28 stycznia 2011

69. Liwia, 26 lat, Wrocław

Nagość, obnażenie siebie wymaga pewności i ogromnej stabilizacji psychicznej. Czy ją posiadam? Jaka jestem? Spójrz w moje oczy, przeczytaj historię pisaną przez 26 lat. Nie staraj sie zrozumieć, podziwiaj.

Lubię. Chciałabym by świat, w którym egzystuję pozwalał mi na częstszy usmiech, radość duszy, prawdziwe szczęście.

Nie lubię. Czasem życie stawia nas na drodze, którą kroczyć nie chcemy lecz musimy. Wtedy właśnie jedynie oczy mówia prawdę o nas.

24 stycznia 2011

68. Maciek, 27 lat, Kraków

Nagość jest wyznacznikiem mojej wolności. Małej domowej niepodległości. Bo to po domu mogę sobie czasem paradować w stroju Adama.
Nie chodzę na siłownię i nie przypominam wzorców z Men's Health. Po uprawianym sporcie mam ból i łupanie w kolanach plus problemogenną torebkę stawową. A czteropak to trzymam w lodówce.
Lubię swoje ciało bo jest moje, a do cudzych męskich ciał nie aspiruję. Wyzbyłem się więc kompleksów, bo skoro nie chcę walczyć z problemem, to znaczy, że on albo nie istnieje, albo nie jest wart mojej uwagi.
 
Lubię.
Poczucie czystości, schludności a nawet sterylności daje mi komfort. Niemniej jednak nie noszę się w kitelku i nie ubieram lateksowych rękawiczek dla chirurgów. Lubię koszule, sweterki, pulowerki i bezrękawniki. Tak, wtedy mały-wewnętrzny maciek-esteta daje spokój mojemu garderobianemu sumieniu :)
 
Co najmniej nie przepadam za powyciąganymi, luźnymi ze starości swetrami. Czego nienawidzę, wręcz panicznie unikam, to ciasne, zbyt opinające, krępujące ruchy spodnie. Czuję się w nich niemęsko. Jak diabeł na święconą wodę, tak ja reaguję na uwierające tu czy ówdzie spodnie. I dlatego tak jak diabeł święconej wody w piekle nie trzyma, tak również i ja ciasnych spodni w szafie nie mam.

23 stycznia 2011

Roczek.

My tu gadu, gadu, a tu zupełnie niepostrzeżenie stuknął mojemu projektowi roczek. Dokładnie 18 stycznia odbyła się pierwsza sesja zdjęciowa, a dwa dni później ukazała się już oficjalnie na blogspocie.

Jakżesz to było dawno temu! Ileż to sesji temu? Zastanawiałem się wtedy czy to w ogóle wypali. Czy będą do mnie przychodzili ludzie. Czy opowiedzą mi swoje historie. Czy ktoś będzie chciał o tym czytać... Wszystko było jedną wielką niewiadomą.

Od tej pory projekt został odwiedzony ponad 55 tysięcy razy i miał ponad 183 tysiące odsłon. Nigdy nie spodziewałem się osiągnięcia takiej popularności. W tej chwili codziennie odwiedzacie go 350-400 razy, co miesięcznie daje liczbę ponad 10 tys. odwiedzin, a liczba odsłon przekracza 40 tys.

Najwięcej, bo 462 odwiedziny miały miejsce 7 grudnia 2010, a namniej bo tylko 35 miało miejsce 14 sierpnia 2010 r.

Udział wzięło już 67 osób. Właściwie to 66 bo numeru 13 nie przyznałem w obawie przed pechem ;) A tak naprawdę to 68 bo raz przecież wystąpiły bliźniaczki, a raz mama Róża wystąpiła z córcią Gają :) Była też Magda w stanie błogosławionym ale nie jestem pewien czy mogę ją liczyć podwójnie ;)

Wygląda na to, że ani mnie, ani Wam czytelnikom, ani Wam uczestnikom projekt się nie nudzi. Wobec tego mam nadzieję, że rok później będę mógł napisać o kolejnych 67 czy 68 uczestnikach i podam Wam równie imponujące statystyki oglądalności.

Najważniejsze jest dla mnie jednak to, że z pozoru z błachej kwestii jaką jest ubranie lub jego brak udało nam się uczynić pole do rozmyślań nad nami samymi, nad tym co nas otacza, nad społeczeństwem, w którym żyjemy. I z tych rozmyślań, mam nadzieję, wyniknie kiedyś coś naprawdę dobrego.

Pozdrawiam zarówno czytelników jak i uczestników, gdyż bez Was ten projekt byłby tylko wołaniem na puszczy, a nic tak mnie do pracy nad nim nie motywuje jak Wasza tu obecność.

Dziękuję Wam wszystkim
Arek

16 stycznia 2011

67. Ola, 23 lata, Wrocław

Nago. Ciało jest świątynią sztuki i miłości... Moja nagość jest tam, gdzie moje serce, a więc i tam, gdzie wszystkie moje słabości i niedoskonałości oraz to, co we mnie najpiękniejsze. Dlatego właśnie moja nagość, ta zupełna, jest tylko dla najważniejszej osoby. A on kocha mnie taką, jaką jestem.

Moja nagość to również taniec. Dzięki niemu lepiej rozumiem swoje ciało i czuję swoją kobiecość. W tribalu odsłaniam brzuch, którego nigdy nie akceptowałam. To taniec zmysłowy, uwalnia emocje, emanuje pasją, mroczną pasją. To piękny sposób odkrywania siebie, własnych pragnień i tajemnic. To również dzielenie się tym, co w nas najlepsze, częścią duszy i wdziękiem płynącym z niejako wężowej gracji wijącego się kobiecego ciała. Miał być rekwizyt? Oto i on, strój do tribala ;)

Lubię. Mała czarna,157 cm wzrostu, stopa 35 i niezwykle drobne dłonie, niczym u dziecka. W końcu małe jest piękne. Lubię swoje niewielkie gabaryty i ich nieodparty urok. Lubię też jeździć na swojej małej (jak i właścicielka) Hondzie i nosić stroje motocyklowe. Mój styl to mieszanka rocka i gotyku. To, co w sobie cenię, to również moja artystyczna dusza i wrażliwość na piękno i drugiego człowieka.
Skąd ten mały piekielny pluszak? Bo uwielbiam swój diabelny charakterek i zołzowatą naturę! Faceci naprawdę kochają zołzy. Kobiety, które wiedzą, czego chcą. Zołzy, nie jędze ;)

Nienawidzę. Są stroje, których nie znoszę – te, które kłócą się z moim gustem czy uwydatniają to, co chciałabym ukryć. Nade wszystko jednak nienawidzę strachu, który wciąż drzemie gdzieś głęboko pod moją skórą, wytrąca mnie z równowagi i sprawia, że świat wypada mi z rąk. Nie lubię poczucia bezradności, gdy nie panuję nad swoim życiem i mam związane ręce. Nie potrafię zaakceptować sytuacji, gdy rozwój wypadków jest ode mnie niezależny i ktoś albo coś decyduje za mnie. Niekiedy chcę krzyczeć, innym razem płaczę, bywa, że na moment przygasam. Ale wciąż walczę, bo nikt życia za mnie nie przeżyje.