17 lutego 2011

76. Martyna, 17 lat, Kłodzko

Nagość nie jest współcześnie tematem tabu. Dawniej uważana za przejaw awangardy, natomiast obecnie jest tematem obojętnym. W sztuce określana mianem aktu, w pewnym sensie jest rodzajem stroju. Świadomość bycia obserwowaną pozwala ubrać kobietę. Przez moje rozproszenie zapomniałam o prześcieradle, które w jakis sposób miało mnie okryć. Za to świetnym rekwizytem zastępczym okazała się poduszka pana fotografa :) A świetna, bo okryła mnie całą i jest idealną przenośnią do mojego popołuniowego spania. Osobiście uważam,że nie muszę pokazywać się internetowej publiczności, zachowując pewne rzeczy dla siebie, czy osób wybranych.

Lubię lenistwo, a uwielbiam trochę więcej lenistwa. Mimo, że miewam rzadkie chwile tego stanu. Lubię, kiedy wiem na czym stoję i wiem, co mam robić dalej. Uwielbiam sztukę, częste zmiany, silne wrażenia, być dobrze poinformowaną o wszystkim, ruch i działanie. Ponadto uwielbiam salsę, którą niestety musiałam sobie odpuścić, kolor czerwony – czerwoną szminkę, marcepan, otwartych ludzi z poczuciem humoru. Lubię wszystko co niespokojne, efektowne i błyskotliwe. Uwielbiam spontaniczne zmiany i niespodzianki. Sukienka – najprostszy, najwygodniejszy i najlepszy stroj. Zgadzam się z opinią pewnych osób, że sukienka, którą mam na sobie jest po prostu kobieca – prosta, krótka, obcisła, z koronką. Pasuje do wielu sytuacji, wystarczy dobry pomysł i można działać. I do tańca także świetnie się nadaje. To właśnie ten element garderoby może błyskotliwie i efektownie okreslić naszą naturę. Po prostu kocham być kobietą!

Nie znoszę ograniczania swobody i wolności, rozkazywania. Męcząca jest nuda i monotonia, która może doprowadzić do choroby. Nie znoszę, gdy ocenia się ludzi po pozorach, ludzi wścibskich, sztywniactwa, niezdecydowania i fałszywych deklaracji. I znów sukienka. Ta została zrobiona ze sztywnego materiału, jest ciasno zapięta pod szyją, co powoduje zupełny brak swobody. Pozornie ładna ale niestety, może jedynie pozostać ładną. Jak widać mała, prosta sukienka potrafi przenośnie pokazać nielubiane przeze mnie upodobania. Ponadto nie lubię znajdować się na wysokości, związanych włosów, opalać się, piłki nożnej, adidasów, glanów, zimy oraz temperatury pow. 25 stopni C.

15 lutego 2011

Pokochaj Fotografię nr 8



Zapraszam wszystkich serdecznie do pobierania ósmego numeru magazynu „Pokochaj Fotografię”. Na stronie 124 znajdziecie krótki artykuł o mnie oraz parę słów nt. Uniformów.

Poza tym oczywiście dużo innych ciekawych materiałów więc zabierajcie się do czytania i oglądania. Wystarczy kliknąć link, podać swoje namiary i czekać na e-maila.

75. Magda, 20 lat, Wrocław

Nagość. Do niedawna była dla mnie swoistym tematem tabu. Dziś spokojnie mogę stwierdzić, że sporo zmieniło się w tej kwestii. Jestem osobą wrażliwą na piękno, na sztukę. Mam duszę artysty. Ludzkie ciało jest doskonałe w swej istocie i jeśli nie jest to przedstawione w wulgarny sposób, czemu go nie uwieczniać na fotografiach? Lubię swoje ciało, uważam że jest piękne. Ale nie wiem czy wynika to z mojej małomiasteczkowości (co pomyśleliby rodzice, znajomi, rodzina) czy z tego, że chyba nie do końca czuję się pewnie ubrana w „nic”. Moje ciało to moja świątynia. I stąd ten swoisty „manifest”. Nie jestem obiektem wystawowym, który może pooglądać każdy. Pooglądać i zostawić, nie zastanawiając się nawet co kryje się w jego wnętrzu, które przecież jest najistotniejsze w człowieku. „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.

Lubię słońce. Lubię muzykę, która nadaje mojemu życiu sens. Lubię czekoladę i moje niesforne, rude włosy, które przy najmniejszej odrobinie wilgoci zmieniają się w małe sprężynki. Lubię ten beztroski śmiech dzieci bawiących się gdzieś pomiędzy szarą i nudną rzeczywistością przytłaczających blokowisk. Lubię, gdy jakiś nieznajomy uśmiechnie się do mnie na ulicy. Tak po prostu. Z czystej ludzkiej życzliwości, przekaże mi tą pozytywną iskierkę, która nadal pozwala mi wierzyć w to, że ludzie mają dobre serca i że naprawdę warto żyć. Bo kiedy świat zawiruje w głowie, gdy słońce odbije się tęczą w źrenicach, gdy dłonie zakwitną jasnym gestem, wtedy jakże bardzo chcemy żyć.

Nie lubię różu, cekinów, piórek, brokatu i wszystkiego co błyszczy i migoce. Obce są mi dekolty do pępka, sztuczna opalenizna, doklejone pazurki i strzępek materiału zawieszony gdzieś w okolicach bioder zwany potocznie „mini”. Może uznacie to za przejaw jakiejś fobii albo ograniczenia, ale ja po prostu nie trawię takiego sposobu zwracania na siebie uwagi. Nie cierpię sztuczności i ukrywania się pod swego rodzaju maską (dosłownie i w przenośni) przerysowanych, słodziutkich zachowań, które nie są naturalne dla żadnego człowieka. Szkoda, że wszystkie te „królowe” nie mogą choć raz wyjść z siebie, stanąć obok i zobaczyć, jak karykaturalne jest to, co robią.

13 lutego 2011

74. Asia, 20 lat, Trójmiasto

Nagość. Nie boję się nagości, jest dla mnie czymś całkowicie naturalnym, nigdy nie utożsamiałam jej z czymś bezwstydnym i perwersyjnym. Dla czego wybrałam słonecznik? Ponieważ to symbol słońca, radości i optymizmu. Symbol beztroski dzieciństwa. Każdy z nas kiedyś bez obawy o konsekwencje mógł sobie latać na golasa, nie gorsząc nikogo w około, kąpiąc się w morzu i opalając na piasku, budując fantastyczne zamki... Niestety z czasem zatracamy tę beztroskę i niewinność, a wpaja się nam że nagość jest czymś złym i grzesznym i wyłącznie kojarzącym się z seksem. Dla mnie nagośc to beztroska, zapach lata, otulająca ciało bryza, słodki zapach kremu do opalania.. Od dzieciństwa wychowywałam się w małym zaciszu na końcu świata, zdala od zgiełku ludzi, daleko do miasta, mieszkając w małej chatce w środku lasu (wiem, brzmi to surrealistycznie ale jest możliwe), opalając się na zacisznym przydomowym podwórku czytając książkę, ciesząc się życiem i mijającą chwilą... Ludzkie ciało jest piękne, każda nasza niedoskonałość nadaje nam indywidualnego charakteru, każdny z nas jest inny, i nic dobrego nam nie da chore podążanie za modą i ideałami, oprócz niepotrzebnej frustracji, katorgi dietami i ciągłego zadręczania się kilogramami. A czy świat nie był by mdły gdyby wszystkie kobiety były idealne?

Lubię. Gdy byłam małą dziewczynką, zawsze pokryjomu obserwowałam moją mamę. Figura idealna – klepsydra, zawsze na wysokich obcasach, niesamowicie kobieca, z pięknie dopracowanym makijażem, zadbanymi, idealnie ułożonymi włosami. Niestety w spadku genetycznym dostałam po niej wyłącznie rysy twarzy. Ten obraz kobiecości nieświadomie we mnie siedzi i do niego dążę. Z faktu że do niskich nie należę ze swoimi 176 cm, zawsze krępowało mnie chodzenie po mieście na wysokich obcasach, ze względu na zamieszanie jakie zawsze wywoływałam swoją osobą. Zdarzają się nieprzyjemne komentarze „Taka wielka a jeszcze szczudła ubiera!” Albo problemy w komunikacji miejskiej i haczenie głową o uchwyty do trzymania. Przełamałam się, do wszystkiego trzeba dojrzeć, teraz nie wyobrażam sobie latania wyłącznie na płaskich butach, a głupie komentarze zbywam szerokim uśmiechem ;) Z faktu, że nie mam talii osy, zawsze ratunkiem były dla mnie gorsety, które zaczęłam zbierać od 1 klasy liceum i stopniowo powiększam swoją kolekcję. W tym stroju czuję się kobieco, pięknie, zmysłowo. Bielizna dodaje mi niesamowitej pewności siebie, sprawia że czuję się niesamowicie seksownie, podkreśla wszystkie wcięcia i miękkie linie sylwetki, pobudzaja męską wyobraźnie. Uwielbiam czuć mocno zasznurowany gorset modelujący talię, kabaretki z pasem do pończoch, rozpuszczone włosy i perfekcyjny makijaż, wraz z wysokiemi obcasami dopełniają całości.

Nie lubię. Nigdy nie byłam osobą władczą, nie lubiłam wybijać się z grupy, przewodzić, rządzić i rozstawiać po kątach, nie „rzucam mięsem”, nie podnoszę głosu, po prostu jestem człowiekiem nastawionym pozytywnie i ciepło do inych ludzi. Nie nawidzę obłudy, nienaturalności i konwenansów narzuconych odgórnie. Biało-czarnego galowego stroju, który kojarzy mi się z nudnymi uroczystościami i (o zgrozo!) z wystąpieniami publicznymi. Mówcą nigdy nie byłam i talentu do tego nie mam. Z reguły, w moim wypadku wszelkie próby zawsze kończą się to tak samo. Próbą utrzymania się w pionie na środku auli pod ostrzałem 60 spojrzeń, albo co gorsza 120! A człowiek prosi w duchu tylko o to żeby mu się ręcę tak nie trzęsły, nogi nie uginały, głos nie załamywał i żeby dotrwał do końca i nie palnął między czasie jakiejś gafy. Uff… udało się kolejna prezentacja z głowy, przetrwałam! Tak samo w kłótniach nigdy nie potrafiłam postawić na swoim, krzyknąć, pokazać komuś gdzie jest jego miejsce, wszystko znosiłam pokornie, uciekając od problemów, potulnie przyznając rację innym. Ale, niestety ludzi dobrych i uległych aż zanadto się wykorzystuje więc powoli uczę się walczyć o swoje i nie kochać tak wszystkich ludzi dookoła ;) Chociaż bardzo topornie mi to idzie.

11 lutego 2011

73, Kamil, 36 lat, Wrocław

Nago. Rodzi się wstyd, zgorszenie rośnie. A nieprawda! W związku z moim zajęciem, a powiem, że lubię zdjęcia robić, często przed mym obiektywem nagie przedstawicielki płci przeciwnej stają. I żadna chuć się nie wylęga, pożądanie staje się obce. Tylko natłok myśli – jakie światło, jaka poza, jak jej piękne ciało podkreślić. Tak samo moja nagość, przecież tak wyglądam, to moje ciało, ubierane tylko w celu zabezpieczenia przed klimatem nam niesprzyjającym. Dla mnie nagość jest naturalna, toć przewrotnie, doświadczenia mam wiele. Przytaczając za Freudem „Mundur oznacza w ogóle nagość.”

Lubię.
Słowami Steda „Jak biec do końca, potem odpoczniesz, potem odpoczniesz, cudne manowce, cudne manowce, cudne manowce”. Życie jest za krótkie, by tracić czas, stać w miejscu. Trzeba próbować wszystkiego po trochu. Więc staram się żyć pełnią każdego dnia – i to lubię.
Dodatkowo fotografia daje mi niezwykły dar zatrzymywania przeżyć i miejsc, do których czasami ciężko jest wrócić. Dlatego też lubię chwytać ulotność chwili w postaci zdjęcia. A oprócz tego wiele przyziemnych rzeczy mnie uszczęśliwia – ciepła kawa z rana, bliskość narzeczonej, jej szczebiot dziewczęcy nie opuszcza mych myśli ani na chwilę, uśmiechnięty wzrok mego psiska i tysiące innych mgnień w mym życiu tworzących moje szczęśliwe ja.

Nie lubię cwaniactwa, wazeliniarstwa, chamstwa, pośpiechu i zimnej kawy. Rozwijając – brakuje nam ludzkiej solidarności, życzliwości dla osób, które nas otaczają. Dlaczego traktujemy cwaniactwo jako pewnego rodzaju forma zaradności życiowej. Nie mylmy pojęć spryt i cwaniactwo – to drugie odbywa się kosztem innych ludzi, czy też jakości.
Podlizywanie, to zaprzedanie swojej duszy, taka prostytucja psychiki. A przecież nikt się nie przyzna, że jest… (tutaj mam na myśli te słowo zaczerpnięte z łaciny, związane z krzywizną). Dzisiaj na klatce kilkuletni chłopczyk powiedział mi dzień dobry, i drzwi przytrzymał. A, myślę sobie, rodzice go wychowują, sąsiad też człowiek, wręcz istota bliska. To i dzień dobry jest wskazane. Więc na temat chamstwa nie piszę, bo nadzieję mam, że jest w odwrocie. No i coraz więcej kulturalnych osób mnie otacza.
A zimna kawa to powód pośpiechu. I me nielubości są ze sobą splątane. Ale już nowa porcja wody się gotuje…

9 lutego 2011

72. Wioletta, 30 lat, Wrocław

Swojej nagości uczyłam się przez ostatnie kilka lat. Dopiero teraz, gdy skończyłam trzydziestkę, mogę powiedzieć, że lubię swoje ciało i w pełni je akceptuję. Jak zapewne każda kobieta mam do natury żal…dlaczego nie mam tutaj więcej, a tam mniej. Ale stojąc nago przed lustrem częściej się uśmiecham niż krzywię. Akceptacja siebie przychodzi chyba z wiekiem. Jeszcze 10-12 lat temu byłam pełną kompleksów, nieśmiałą osobą, która wstydziła się siebie i bała się swojej nagości. Ukrywałam się za szarymi, bezosobowymi ubraniami i próbowałam zakryć twarz okularami. Teraz odważnie patrzę przed siebie i jestem otwarta – na siebie, ludzi i swoją nagość. Czy taka jest naturalna kolej rzeczy? Nie wiem… pamiętam koleżanki z czasów liceum, które już wtedy prężnie wypinały pierś do przodu, ja tak nie potrafiłam. Może dlatego, że nie miałam jeszcze wtedy co prężyć ;-) (do 19 roku życia byłam wychudzonym patyczakiem o sylwetce chłopczycy).
Teraz z pełną świadomością mogę powiedzieć, że lubię swoje ciało, nie wstydzę się go, a wręcz przeciwnie – staram się eksponować moje atuty. I już nie chowam się za okularami, chyba że różowymi ;-)

Lubię.
Zapewne będę mało oryginalna, jeśli powiem, że lubię ubierać się w to, co eksponuje moją kobiecość. Dlatego też w mojej szafie nie może zabraknąć ołówkowej spódnicy, obcisłych dżinsów czy tradycyjnej „małej czarnej”. Chociaż czytając wypowiedzi w zamieszczonych Uniformach, to większość kobiet pisała właśnie odwrotnie.
Co jeszcze lubię, to dodatki. Nie ruszam się bez korali lub szalika przewiązanego niedbale na szyi albo przynajmniej wpiętej broszki. Diabeł tkwi w szczegółach, dlatego nawet najprostszy i najbardziej klasyczny strój można przyozdobić fajnymi dodatkami. No i kocham szpilki, wyglądam w nich dobrze i tak też się w nich czuję.

Nie cierpię bluz z kapturem, z dwóch powodów. Po pierwsze kojarzą mi się z czasami liceum, gdy byłam nieśmiała i chowałam się w nich. Po drugie, mój mężczyzna nosi je zdecydowanie za często, niezależnie od okazji. Do pracy, na imprezy, nawet, gdy ja jestem ubrana elegancko. Bluzom z kapturem mówię stanowcze NIE!

4 lutego 2011

71. Marianna, 25 lat, Wrocław

Nago. Lubię moje ciało, jest piękne. W pełni je akceptuję, a nawet podziwiam. Podobno mam wszystko, co powinna mieć kobieta. Ale to nie znaczy, że będę je każdemu pokazywać. Mogę rozebrać się na plaży, basenie, w saunie, domu, ogródku. Ale nie koniecznie przed internetową publicznością.
To trochę tak jak z sekretem. Powiedziany nie temu co trzeba, zamienia się w uciążliwą plotkę, nabierając zabarwienia czerwono-brunatnego.

Lubię zieloną herbatę, lody waniliowe, podmuch ciepłego wiatru, odgłos wakacji słyszany wiosną na placach zabaw. A najbardziej lubię swobodę, kiedy nie muszę się martwić sprawami codziennymi, kiedy czas płynie powoli i lekko, nie naznaczając swojej przemijalności.
I tak właśnie czuję się w tej męskiej koszuli. Kobieco i swobodnie. Poza tym taka podobam się mojemu mężczyznie. Dla niego nie muszę się, ani malować, ani stroić w te wszytkie dziwne rzeczy. W uniformy wymagane przez rzeczywistość.

Nie lubię krwistej wątróbki, tłumaczyć się i spóźniać na zajęcia. A najbardziej nie lubię być ograniczana oraz fałszu i obłudy, wśród ludzi, co zakładają maski.
Ten gorset tak mnie właśnie ogranicza. Ściska i uwiera. Do tego stringi, coś okropnego. Śmiem twierdzić, że wymyślili je mężczyźni, po to tylko, by ograniczać nas kobiety. Sami przecież nigdy nie założyliby czegoś podobnego, a nam wmawiają, że to takie ładne. Z której strony? Od strony paska wrzynającego się w d***, czy drutów w ****?

1 lutego 2011

70. Kasia, 21 lat, Wałbrzych

Nago. Każdy mężczyzna który powie, że lubi duże piersi powinien najpierw dostać takie na co najmniej jeden dzień. I to taki, w którym trzeba dużo podskakiwać. Bez stanika. Ja chętnie zamieniłabym się na jakieś mniejsze. Nie dlatego, że nie podoba mi się jak wyglądają, bardziej dla wygody.

Lubię przemieszczać się, obserwować jak krajobraz wokół mnie się zmienia. Czasem szybko, czasem powoli. Byle nie stać w miejscu, bo kiedy raz się stanie, to trudno jest ponownie ruszyć. Przynajmniej mi. Lubię spakować plecak i iść, na przykład w góry. Najlepiej gdzieś, gdzie nie ma za dużo ludzi, w gronie przyjaciół. W takich momentach nie muszę przejmować się wyglądem bo cieszę się tym co wokół mnie. Mogę założyć bojówki i powyciągany sweter czy za duży polar. Byle by było wygodnie i ciepło.

Nie lubię wytyczania granic, ograniczeń. Sztywności i sztuczności. Dopasowywania się do otoczenia w strachu przed zostaniem wytkniętym czy wręcz samotnym, w ogólnym niezrozumieniu. Strachu i braku odwagi przed zrobieniem tego najważniejszego pierwszego kroku na drogę, która może prowadzić do szczęścia, z powodu braku wiary w to, że może się udać. Dla mnie symbolem takiego wewnętrznego skrępowania jest gorsetowa suknia, którą to musiałam przywdziać na studniówkę. Kiedy ją noszę krępuje mnie i fizycznie i psychicznie. Czuję, że zupełnie nie jestem w niej sobą.